Pokazywanie postów oznaczonych etykietą związki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą związki. Pokaż wszystkie posty

piątek, 19 kwietnia 2013

Komunikacja

Poprzedni wpis zakończyłam zdaniem: Najlepszym narzędziem porozumienia i wzajemnego uczenia się jest skuteczna komunikacja. Oznacza to, że partnerzy potrafią ze sobą rozmawiać, kiedy uważnie się słuchają i dopytują, czy właściwie rozumieją swoje potrzeby. Nie unikaj otwartej komunikacji i ciekawości partnera. Tylko tak poznasz go najlepiej i unikniesz niedomówień, prowadzących do nieporozumień. Dyskutuj, zamiast się kłócić, unikaj generalizacji, czyli stwierdzeń typu: Ty zawsze… , Ty nigdy...Ty tylko... (np. śpisz), Robisz wszędzie... (np. bałagan). Nie oczekuj, że partner będzie zgadywał Twoje potrzeby, po prostu je komunikuj, odważnie nazywaj, co lubisz (zwłaszcza w sytuacjach intymnych). To pozwoli Wam się lepiej poznać. Związek zabija obłuda, rutyna i nierealne oczekiwanie, że partner jest wróżką i rozumie na wylot to, czego oczekujesz. Rozmawiajcie też wprost o swoich emocjach, potrzebach, pomysłach nawet w pierwszej chwili ocenianych jako absurdalne. To droga, by szukać rozwiązań i wzajemnie je modyfikować. Najgorzej jest usiąść i czekać aż się coś stanie. Kończy się na oczekiwaniach i po pewnym czasie spada motywacja do poszukiwań.

Ważne jest, jak będziecie podchodzili do rozwiązywania problemów, to będzie największe wyzwanie i tester Waszych relacji. Czy porażkę potraficie przekuć w sukces analizując błędy i wyciągając wnioski na przyszłość. To zapewni Wam poczucie bezpieczeństwa i stabilność w związku. Konfliktów trudno uniknąć, ale sposób prowadzenia sporu jest kolejnym testem związku. Pamiętajcie też o asertywności. Zdrowy i stabilny związek to taki, w którym partnerzy wzajemnie szanują swoje wartości i siebie nawzajem. Są partnerami, czyli nie uzależniają emocjonalnie małżonka od siebie i nie używają manipulacji, aby coś uzyskać. 

Związek powinien być wolny od presji i wzajemnego wykorzystywania się. Taka relacja oparta na ograniczaniu swobód sprzyja chęci wyzwolenia się i szukania wolności na zewnątrz. Takie bezustanne uwieszanie się na jego ramieniu nie świadczy o miłości. Przyczynia się jedynie do poczucia braku autonomii i ograniczenia swobody, co może spowodować, że nasza druga połowa zechce uwolnić się z ciasnych więzów krępującego go związku. Dlatego pielęgnuj wzajemny szacunek i tolerancję dając sobie przestrzeń do własnych zainteresowań, hobby. Szukajcie wspólnych obszarów działania i wspólnie definiujcie marzenia przekładając je na cele. Marzenia powinny łączyć, np. podróże czy budowa domu to wyzwania, które zweryfikują siłę Waszego związku i pokażą, jak się potraficie dogadywać w ważnych sprawach. Jak dzielicie obowiązki i jak współpracujecie na rzecz jednego celu. Zachowajcie też przestrzeń tolerancji i określcie granice jakie każdy z Was potrzebuje, aby w pełni realizować się w związku.

Oczywiście poza kluczowymi radami, nie dam Wam oczywiście recepty na sukces. Ile małżeństw, tyle strategii działania. Nie wystarczy wyłącznie chcieć być w szczęśliwym związku, ale trzeba wcielić w życie wszystko to, co podkreślałam. Pozytywne nastawienie, pogoda ducha, zaangażowanie, manifestowanie czułości i symboliczne ”śniadanie do łóżka” z całą pewnością wesprą  budowanie Waszego związku. Z moich doświadczeń osobistych i zawodowych wynika, że im dłuższa faza „testowa” tym mniejsze szanse na niewłaściwego partnera. We współczesnym świecie rysuje się tendencja do związków nieformalnych, czyli żyjących w konkubinacie. Uważam, że to dobry pomysł, gdyż partnerzy mogą rzeczywiście sprawdzić, czy związek realizuje ich potrzeby. 

Inspiracją do napisania kilku ostatnich postów był dla mnie artykuł Kamili Korcz.

sobota, 13 kwietnia 2013

Rozczarowanie w związku

W poście Gorący żar ogniska domowego za Mieczysławem Plopą podałam cztery wymiary związku: intymność, samorealizacja, podobieństwo i rozczarowanie. Wszystko, co do tej pory zostało napisane o pierwszych  trzech (intymność, samorealizacja, podobieństwo) ma na celu uchronić nas przed czwartym: ROZCZAROWANIEM.

Przedłużający się okres rozczarowania może skutkować frustracją, która wywołuje w nas chęć szukania rozwiązań poza związkiem. Często działa jako reakcja na przedłużający się stan dyskomfortu, będąc mechanizmem obronnym w celu ratowania swojego życia. Jak łatwo się domyślić skutkuje to, w pierwszej kolejności zaburzeniem sfery seksualnej w związku, a następnie na przykład zdradą, prowadzeniem „podwójnego życia”, aby dla dobra dzieci nie „niszczyć” rodziny… W rezultacie niszczymy rodzinę i podstawowe jej wartości, takie jak miłość, poczucie bezpieczeństwa, bliskość, zaufanie, odpowiedzialność, szczerość itd., a nasze dzieci uczą się rozczarowania, stresu, konfliktu i zaczynają traktować te wartości jako normę, tworząc spiralę nienawiści.

Sposoby pielęgnowania związku opartego na miłości.
Pamiętaj czemu służy okres próbny. To czas, kiedy pogłębiamy intymność, uświadamiamy sobie siłę uczuć, tworzymy nasz związek. Bądź kreatywnym, angażuj się we wszystkie sfery Waszego życia, zaskakuj go w życiu codziennym i sypialni. Masz wiedzę, która może Ci służyć. Nie wstydź się bliskości i czułości, czułych słów i gestów oraz zapewnień o uczuciach. Rozbudzaj w sobie potrzeby seksualne i wzajemnej bliskości, aby łączyć miłość, pożądanie i partnerstwo. Kokietuj partnera i pozostawaj z nim w ciągłym flircie. To zapewni Wam świeżość i atrakcyjność relacji.

Musisz być sobą w tym związku, ale również dawać z siebie całą swoją kreatywność. Jeśli tak nie jest, wchodzisz w tę relację z przekonaniem, że jakby coś się nie powiodło, to zawsze można się rozstać, prowokujesz więc samospełniającą się przepowiednię. Dlatego zmień sposób myślenia, bo wszystko zaczyna się w Twojej głowie. Jeśli chcesz sprawdzać związek, to bądź nastawiony pozytywnie, bądź otwarty i kreatywny. Szukaj rozwiązań, kiedy natrafisz na problem. Jednocześnie zachowaj uważność na swojego partnera i oceniaj jego potencjał. Nie jest ważne, że popełnia błędy, kiedy szybko się uczy i wyciąga wnioski. Jeśli naprawdę zależy mu na rozwoju w tym właśnie związku, znajdzie w sobie wewnętrzną siłę i motywację, by walczyć z przeciwnościami losu, a także uczyć się zaspokajania potrzeb związku.

Najlepszym narzędziem porozumienia i wzajemnego uczenia się jest skuteczna komunikacja (o niej w następnym poście).

Zapraszam do poznania naszej oferty warsztatów dla par.
Jeżeli potrzebujesz indywidualnej konsultacji, skontaktuj się ze mną e-mailowo.

niedziela, 24 marca 2013

Być jak druga połowa

W poście Gorący żar ogniska domowego za Mieczysławem Plopą podałam cztery wymiary związku: intymność, samorealizacja, podobieństwo i rozczarowanie. Żeby Was uchronić przed tym ostatnim, w kolejnych postach omawiam pierwsze trzy. Dzisiaj podobieństwo.

Podobne cechy charakteru, poglądy, system wartości, zainteresowania to baza porozumienia. Łatwiej żyć we wspólnym gospodarstwie, kiedy łączą nas podobne wartości (polecam powrót do postu „Rozwód? Ależ TAK” kiedy pisałam o tym jak ważne są wspólne wartości). Aby krótko zilustrować Wam sytuacje przeciwną podam przykład: Co w sytuacji, kiedy dla żony najważniejsza jest rodzina, chce mieć dzieci i poświęcić się wychowaniu (wartości: rodzina, miłość, macierzyństwo), a mąż chce robić karierę zawodową (wartości: praca, kariera, sukces, uznanie), nie chce słyszeć o dzieciach, które wniosą chaos w jego życie i będą zajmować mu czas. Pojawia się konflikt wartości, który może zaostrzyć się z czasem. Niezaspokojenie potrzeb kobiety, która myśli o byciu matką, jest czynnikiem bardzo silnie konfliktogennym. Dla niej świat się zaczyna i kończy na dzieciach, przynajmniej w początkowej fazie macierzyństwa, a mężowi to komplikuje realizację kariery zawodowej i budowania swojej pozycji. To bardzo silny konflikt wartości, którego można uniknąć rozmawiając o tym w fazie testowania związku. Można też szukać konsensusu i starać się pogodzić interesy. Kiedy pojawi się dziecko, jest już za późno na ustalenia; trzeba akceptować zaistniałą sytuację. 

W ramach wartości źródłem konfliktu mogą być również wartości religijne (wiara, poglądy na aborcję, współżycie przed ślubem…). Trzeba mieć tego świadomość, zanim będzie za późno.
Zasadą, która rządzi w tym obszarze, jest zasada podobieństwa, czyli dostrojenie. Jeśli partnerzy bardzo różnią się światopoglądowo, mają różne charaktery i zainteresowania, to prosta droga do konfliktu i kompletnego braku zrozumienia. Te różnice powodują, że nie potrafią zarządzać swoimi zasobami i tracą porozumienie, nie mają wspólnych płaszczyzn postrzegania świata, więc się kłócą i przekonują do swoich wizji świata, gdyż nie potrafią urozmaicać, wzbogacać swojego życie dzięki różnicy zasobów. Sztuka konsensusu wymaga dużej świadomości własnych zasobów, odpowiedzialności za własne życie i elastyczności w szukaniu wzajemnie satysfakcjonujących rozwiązań. Takiego zarządzania zasobami związku trzeba się uczyć i robić to z pełną świadomością. W przeciwnym razie życie staje się „drogą przez mękę”, toczy się w braku zrozumienia, poczuciu krzywdy, potrzeby ulegania silniejszemu partnerowi i ogromnym dyskomforcie życiowym. Łatwiej więc dobierać się na zasadzie podobieństwa i wtedy unikniemy czyhających na nas pułapek i konfliktów.

Oczywiście bycie bardzo podobnym jest mało prawdopodobne, więc i tak trzeba będzie akceptować odmienność partnera i nauczyć się wspomnianego wcześniej konsensusu wypracowywanego w trakcie trwania związku. Jestem zdania, że różnorodność zasobów partnerów może być ogromną wartością w związku, jeśli się ją rozumie i potrafi się z niej twórczo korzystać.

Zapraszam do poznania naszej oferty warsztatów dla par.
Jeżeli potrzebujesz indywidualnej konsultacji, skontaktuj się ze mną e-mailowo.

sobota, 9 marca 2013

Test przedmałżeński

Gdy decydujesz się na ślub, powinnaś/powinieneś być przekonana/przekonany, że wiesz, czego się możesz spodziewać po swoim partnerze/partnerce. Dlatego zdecydowanie opowiadam się za fazą przedślubną lub, jak kto woli, testem przedmałżeńskim, kiedy para żyjąc ze sobą na co dzień może doświadczyć wszelkich aspektów codziennego życia. Warto, żeby partnerzy mieszkali sami bez wsparcia rodziny, zarabiali na swoje potrzeby, samodzielnie podejmowali decyzje, radzili sobie z wyzwaniami i docierali się w związku. Ważne, aby w tym doświadczeniu wyszli z fazy pierwszego zauroczenia i weszli w fazę codziennego życia. 

Cel tej próby jest jednoznaczny: przetestować wspólną koegzystencję z wybranym partnerem, mieć szansę na rozwój zawodowy i osobisty, umieć wspierać się i budować poczucie własnej wartości, dążyć do osobistych sukcesów i realizować osobiste aspiracje zawodowe i w związku, rozwiązywać napotykane trudności i, co bardzo istotne, stawiać czoła rutynie, w którą z łatwością wpadamy. Schematyzm, rutyna to zabójca dla naszego związku i zapowiedź, że nasze życie zapowiada się nudnie. Poza fazą prokreacji, nie czeka nas nic interesującego, co będzie dla nas motorem. Jeśli na fali romantycznych uniesień, flirtu i tajemniczości pierwszych lat bycia razem nic Was nie inspiruje, Wasze życie jest monotonne i z dnia na dzień coraz bardziej traci na atrakcyjności, to warto się zastanowić nad kontynuowaniem takiego związku. To znaczy, że nie jesteście stworzeni dla siebie w sensie osobowościowym, nie potraficie razem wykreować ciekawego życia, pełnego inspiracji i przygody. Przygoda może dotyczyć zarówno Waszego życia emocjonalnego, seksualnego, a także być codzienną przygodą, kiedy zaskakujecie się pomysłami, np. jak spędzić dzień. Macie szanse więc sprawdzić się jako partnerzy teraz, kiedy jeszcze nie ma tak oczywistych konsekwencji bycia w związku jak dzieci, wspólny majątek i inne, łączące Was ważne sprawy. 

W trakcie testu możecie zadać sobie wszelkie pytania: jak będzie wyglądało moje życie z tym partnerem za kilka lat? Co budzi to moją radość i ciekawość, a co smutek i rozczarowanie? Co zmieniłabym/zmieniłbym w innym związku? Na ile jestem zrealizowana/zrealizowany i szczęśliwa/szczęśliwy?

Mam nadzieję, że po takiej fazie „testu” obrączka stanie upragnionym marzeniem, a nie łańcuchem, kulą u nogi i jedynym hamulcem powstrzymującym Was przed decyzją rozstania. Jeśli wynik testu nie będzie zgodny z Waszymi oczekiwaniami, unikniecie rozczarowania i braku satysfakcji. W tej fazie łatwiej znajdziecie odwagę, aby nie narażać dzieci, których jeszcze nie ma, na rodzinę zagrożoną ryzykiem rozstania albo trwania w marazmie. Zachęcam Was więc do myślenia o przyszłości już teraz, kiedy jeszcze jest to możliwe, zamiast robić to warunkach konfliktu, kiedy rozwód jest traumą i wikła Wasze dzieci w sprawy dorosłych. Zachęcam do trudnych, ale odpowiedzialnych decyzji, których konsekwencją będzie mniej popełnionych błędów i… mniej rozwodów.


Zapraszam do poznania naszej oferty warsztatów dla par.
Jeżeli potrzebujesz indywidualnej konsultacji, skontaktuj się ze mną e-mailowo.

czwartek, 28 lutego 2013

Intymność

W poprzednim wpisie za Mieczysławem Plopą podałam cztery wymiary związku: intymność, samorealizacja, podobieństwo i rozczarowanie. Żeby Was uchronić przed tym ostatnim w kolejnych postach omówię pierwsze trzy. Dzisiaj intymność – bliskość fizyczna i emocjonalna, czyli seks i nie tylko…

To, co nas łączy, czyli bliskość fizyczna ma zostać najcudowniejszym rytuałem i nieustannym upewnianiem swojego partnera o jego atrakcyjności dla nas. Dlatego, kiedy partner próbuje się zaniedbać, czyli komfort zaczyna dominować nad potrzebą utrzymywania smukłej sylwetki czy muskulatury, trzeba go delikatnie motywować. Ważne jest rozumienie partnera i jego potrzeb w kontakcie intymnym. Można tu wykorzystać wiedzę o systemach reprezentacji, z których jeden jest dominujący w stosunku do pozostałych. Jesteśmy wzrokowcami, słuchowcami lub kinestetykami i to, który z tych systemów jest dominujący u naszego partnera, bezpośrednio przekłada się na to, w jaki sposób zaspokaja on swoje potrzeby. Jeśli więc mamy do czynienia ze wzrokowcem, to w sytuacjach intymnych będzie wolał na nas patrzeć i to będzie źródłem jego podniety. Warto więc zadbać o piękną bieliznę lub atrakcyjne otoczenie, zapalić dyskretne światło albo rozświetlić sypialnię płomieniami świec, móc rozbierać się w trakcie współżycia i podnosić napięcie miłosnego uniesienia. Nasze ciało też jest dla wzrokowca ważne, a więc ułożone włosy, które mogą grać swoją rolą w akcie miłosnym, delikatny makijaż, jakieś seksualne akcesoria, które partner lubi... Film erotyczny też może być wstępem do waszych igraszek albo taniec w Twoim wykonaniu. Nasze nastawienie na partnera powinno oczywiście być wzajemne,  więc my też możemy zadbać o siebie.

Jeśli jesteśmy słuchowcami zadbajmy o ulubioną muzykę, która towarzyszyła nam wcześniej i mamy związane z nią wspomnienia. Pamiętajmy, że słuchowiec lubi słuchać i mówić, więc przekazujmy mu swoje fantazje erotyczne, które będą podnietą również dla naszego ucha. Możemy mówić, co mamy zamiar robić,  jak również pytać partnera o doznania. Wszystkie wydawane przez nas i partnera dźwięki, westchnienia… będą też działały stymulująco podgrzewając intymną atmosferę. Pozwólmy parterowi grać na Twoim ciele jak na instrumencie. Niech wydobywa z Ciebie wszystkie możliwe brzmienia.

Jeśli jest kinestetykiem, to wszelki dotyk, pieszczota będzie tym, czego potrzebuje. Kinestetyk jest smakoszem więc wszelkie pomysły kulinarne połączone z seksem spełnią jego oczekiwania. Wszystkie zagadki, co to jest, kiedy będzie mógł tylko smakiem odgadnąć, jaki owoc chcesz mu zaserwować, na pewno rozbudzi jego apetyt na seks i uatrakcyjni fazę wstępną waszej łóżkowej przygody. Pozwól,  aby Twoje ciało było całe obiektem pieszczot, pozwól się wąchać i smakować… Zadbaj też o pościel, aby była aksamitna i miękka; żadna kora nie wchodzi w grę!

Także wychodząc z łóżka, a wchodząc w codzienne życie pamiętaj, że ze słuchowcem trzeba flirtować. Przekomarzaj się z nim, moduluj głos od szeptu do krzyku, wzdychaj, wszystko to jest dla niego „brzmiące” bo świat dźwięków to jego bajka. Będzie wsłuchiwał się w Twój głos, ale będzie również mówił do Ciebie raz ciepłym, raz zupełnie innym tonem. Pozwól mu bawić się intonacją głosu i jego barwą, to jego świat. Pamiętaj, że wszystko notuje w pamięci, jakby nagrywał na płytę CD i może to powtarzać w najmniej spodziewanych sytuacjach. Słuchowiec lubi kryteria, więc jeśli wytworzycie swój ulubiony rytuał seksualny, będzie nim zachwycony i będzie chciał powtórek…

Wzrokowiec będzie patrzył i podziwiał, więc seksowny strój, fryzura, makijaż to jest to, czego potrzebuje. Im więcej warstw odkryjesz, tym lepiej. Pamiętaj o ciągłej zmianie stroju, aby mógł Cię podziwiać, i kreowaniu się w coraz innej roli. W scenach intymnych pamiętaj o zapalonym świetle, aby Cię widział (chociaż świece). Pasująca do wystroju wnętrza pościel też będzie OK. Nawet, kiedy zakładasz fartuszek do kuchni, możesz to uatrakcyjnić zapominając o jakiejś części swojej garderoby… Zaskakuj go ubiorem, ale też różnorodnością stylizacji waszego mieszkania. Dbaj o wnętrze, w którym mieszkacie, bo wtedy lepiej będzie w nim wypoczywał. Myśl też o wystawach, gdzie będzie podziwiał piękno sztuki, albo wycieczkach ,gdzie wchłonie go piękno krajobrazu… Znając partnera znajdziesz, z pewnością, najlepsze rozwiązanie. To ciągłe zaskakiwanie i podziw w stosunku do Twojej osoby zapewni Ci atrakcyjność związku, a poza tym, jest fajną zabawą, inspirującą Cię do kreatywności.

Kinetestyk to świat emocji, ekspresji, gestykulacji, smaku, zapachu… więc dobrym jedzeniem trafisz do jego serca. Jeśli odkryjesz, że to smakosz, to dobrym prezentem jest wino dopasowane do jego smaku lub smacznie przyrządzone jedzenie. Nie przechowuj produktów w lodówce zbyt długo. Odkryje, że śmietana ma już 2 dni, a mięso smakuje jak podeszwa już następnego dnia. Jeśli jego dominującym zmysłem jest dotyk to sceny miłosne polegające na wszelkiej formie pieszczot i masażu sprawą mu prawdziwą radość i dostarcza głębi doznań. Nie musisz dbać o estetykę tylko wygodę waszych scen miłosnych, więc nie piękna pościel i Twoja tiulowa bielizna, a wygodne łóżko i delikatna pościel sprawią mu większą rozkosz. Oczywiście warto pytać o to, jak zapewnić mu głębię doznań i uważnie słuchać jego potrzeb. Wycinaj mu metki z koszul i swetrów, bo ma skórę delikatną i wrażliwą na sztuczne, szorstkie tkaniny. Myśl w duchu jego odczuć, przeżyć i emocji, a będzie Twój na wieki. Kinestetyk to gestykulacja i eksplozja emocji. Jeśli więc coś opowiadasz, rób to z ekspresją. Życie towarzyskie też pewnie będzie dla niego atrakcją pomiędzy intymnymi, pełnymi ciepła kolacjami we dwoje. Chętnie będzie zapewniał Cię o swoich uczuciach, a Ty odwzajemniaj się tym samym. Zadbaj o wygodny fotel dla niego i zrozum jego potrzebę ruchu. Nie staraj się nad tym zapanować. Ten typ tak ma. Kinestetyk to ciepły, chętny do przytulania się facet, a to w życiu może być ważne… (coś o tym wiem ).

Wszystko to pisałam z pozycji kobiety, która dba o swojego ukochanego mężczyznę i chce jak najpełniej zaspokoić jego pragnienia erotyczne, oraz inne ważne w życiu potrzeby. Oczywiście wiem, że Wasza elastyczność PANOWIE, pozwoli Wam, zgodnie z zasadą wzajemności zadziałać wobec swoich ukochanych kobiet i równie precyzyjnie zadbać o ich potrzeby. To z kolei doprowadzi do harmonii w waszym związku i pełni satysfakcji dla wszystkich zainteresowanych. Niech egoizm odzywa się tylko wtedy, kiedy zostanie zagrożone Wasze terytorium. Wtedy trzeba będzie odwołać się do asertywności dla zachowania zdrowych podstaw Waszego związku.

Zapraszam do poznania naszej oferty warsztatów dla par.
Jeżeli potrzebujesz indywidualnej konsultacji, skontaktuj się ze mną e-mailowo.

piątek, 15 lutego 2013

Kolejne fazy związku

Jeśli przebywamy w związku z tym samym partnerem, podlegamy zjawisku zwanym habituacją, która polega na przyzwyczajaniu się do bodźca, na działanie którego jesteśmy nieustannie wystawiani. Uzasadnia ono spadek zainteresowania ciałem partnera, jego zachowaniem, pewnym schematyzmem reagowania w określonych sytuacjach. Jesteśmy w stanie przewidzieć zachowanie, dowcip czy reakcje partnera i raczej nic nas już nie jest w stanie zaskoczyć, gdyż przebywamy z tym partnerem na co dzień. Im dłużej jesteśmy w swoim towarzystwie, tym trudniej o świeżość w związku, niespodziankę, coś intrygującego. Jak zaskoczyć męża po 15. latach małżeństwa? Przecież zna na pamięć nasze nawyki, humory, ciało i każdą sukienkę! Fazę zauroczenia mamy daaaaaawno za sobą i wyrastamy z zabieganie o swoje względy natychmiast z momentem pojawienia się na naszym palcu magicznego krążka. Poziom wzajemnego fascynacji osiągnął apogeum w narzeczeństwie lub chwilę potem, więc co można zrobić? Może pewnym wyjściem jest zmiana wizerunku od czasu do czasu, co tłumaczy kobiece wizyty u fryzjera i sklepach z odzieżą czy butami. Mężczyźni tłumaczą to negatywnie mówiąc Kolejny ciuch w szafie do wyrzucenia, ale dla kobiety dbającej o siebie to szansa utrzymania atrakcyjności, podążania za trendami i odwlekania momentu, kiedy przygniecione kapcie staną się symbolem naszego poddania się, złożenia broni na polu starości. Dla mężczyzny symbolem dobrej formy jest kondycja, codzienne ćwiczenia i również ubiór, który nie kojarzy się z epoką lodowcową tylko jest też w miarę trendy.

Po jakimś czasie zaczynamy wchodzić w trzecią fazę związku, czyli zobojętnienie na siebie, partnerom przestaje się chcieć walczyć o siebie, śpią w jednym łóżku, ale koło siebie, a często już w oddzielnych sypialniach, seks oglądają na filmie pytającym wzrokiem patrząc na siebie, a co to jest? Często jest też faza, kiedy wspólne życie i przywiązanie zamienia się w kompletny brak zainteresowania i kończy niejednokrotnie łatwym rozwiązaniem, jakim jest rozwód.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Dlaczego kobiety zdradzają?

Męska obsesja na punkcie kobiecego ciała i możliwości zaspokojenia swego pożądania sprawiają, że wiele kobiet czuje się traktowanych przedmiotowo. Ale nie tylko mężczyźni zachowują się w ten sposób. Doskonałym tego dowodem jest współczesne zjawisko groupies – fan(k)i muzyków rockowych podążają za swoim idolem, między innymi, w nadziei uprawiania z nią/nim seksu – cytuję za Anną Wilk. Osoby takie najczęściej nie otrzymują, ani zainteresowania, ani żadnej innej gratyfikacji, a ponoszą ryzyko związane z przelotnymi kontaktami narażając się na odejście swojego stałego partnera, oraz zarażenie chorobami przenoszonymi drogą płciową.

Pamela des Barres w swojej książce I’m with the Band: Confesssions of a Grupie ("Jestem z zespołem: wyznania fana") zauważyła, że półgodzinny "numerek" z idolem może być dla "groupiego" najważniejszym wydarzeniem dnia (des Barres, 1987). Większość kobiet, które decydują się na takie kontakty, zdaje sobie sprawę, że ich gwiazda nie zakocha się w nich, a następnego dnia może nawet nie pamiętać ich imienia. W takim razie zadajemy sobie pytanie, dlaczego tak się dzieje?

Badania Davida M. Buss i Heidi Greiling potwierdziły pewną intrygującą hipotezę, znaną jako teoria "seksownych synów", czyli hipoteza o charakterze genetycznym. Kobiety, które decydują się na seks z atrakcyjnymi mężczyznami, rodzą seksownych synów. Gdy ci dorosną, w ostatecznym rozrachunku przyciągną do siebie więcej kobiet, dzięki zwiększonej rozrodczości swoich seksownych synów, matki osiągają sukces reprodukcyjny.

W przeciwieństwie do cech, jakich kobiety pragną u stałego partnera, w przelotnych kochankach poszukują seksownych uwodzicieli, którzy mają wszystko, czego potrzeba, aby przekonać kobietę do współżycia. Są to cechy, które w następnych pokoleniach przydają się synom w zdobyciu przewagi nad rywalami. Nie jest to oczywiście strategia świadoma, gdyż kobiety nie myślą o genetycznych skutkach swoich wyborów.

Oczywiście kobieta nie zawsze poślubia swojego kochanka – pisze dalej Anna Wilk. Jednak nawet, jeśli nie dochodzi do małżeństwa, romans wzmaga jej przekonanie o swej atrakcyjności i wartości. Rozmawiając z pięćdziesięcioma kobietami, które były zaangażowane w związki pozamałżeńskie, Lynn Atwater doszła do wniosku, że na wzrost poczucia własnej wartości tych kobiet w dużej mierze wpływało przekonanie, że są fizycznie bardziej pociągające. Sygnałem, że tak rzeczywiście jest, było dla nich zainteresowanie innych mężczyzn. Pewna kobieta tak oceniła skutki romansu: Myślę, że jestem teraz bardziej pewna siebie i wiem, że nie muszę udowadniać swojej seksowności, tak jak robiłam to wcześniej. Oczywiście, nie w każdym przypadku wzrost pewności siebie, wynikający z nawiązania romansu, związany był z seksualnością i wyglądem fizycznym, niemniej jednak okazuje się to najważniejszą konsekwencją wynikającą z romansu. W rozmowach z kobietami, jakie przeprowadzał David M. Buss i Heidi Greiling, często pojawiały się tematy seksualnego zaspokojenia. Pierwsza badana przez nich grupa dziewięćdziesięciu kobiet oceniła je jako bardzo ważną korzyść płynącą z romansu.

Badania te zostały zainspirowane teorią przechowywania spermy, zaproponowaną przez dwóch brytyjskich biologów: Robina Bakera i Marka Bellisa z uniwersytetu z Manchester. Chcąc zrozumieć tą teorię trzeba zacząć od nieco szerszej koncepcji – koncepcji współzawodnictwa plemników dwóch osobników. Ma ono miejsce wówczas, gdy sperma dwóch mężczyzn znajduje się równocześnie w wewnętrznych narządach płciowych kobiety (Baker, Bellis, 1995). W rezultacie, jeżeli kobieta współżyje w ciągu tygodnia z dwoma różnymi mężczyznami, ich plemniki współzawodniczą ze sobą o to, który zapłodni cenną komórkę jajową.

Jak dalej pisze Anna Wilk – uogólnienia dotyczące kobiet są zawsze problematyczne z jednego podstawowego powodu: nie wszystkie kobiety są takie same. Istnieją pewne ogólne trendy, ale w obrębie każdej z płci są wyjątki. Niektóre kobiety uwielbiają romanse – dzięki nim wzrasta ich poczucie własnej wartości, oraz odnoszą wiele innych korzyści. Inne przerażone są na samą myśl o złamaniu przysięgi małżeńskiej. Kobiety mają do dyspozycji różne strategie seksualne, a to, jakiej ich kombinacji użyją, zależy od okoliczności.

W świetle wszystkich potencjalnych korzyści płynących z romansów zagadką pozostaje, dlaczego większość kobiet najczęściej nie dopuszcza się zdrady. Chociaż romans może przynieść ogromne korzyści, jego potencjalne koszty często je niwelują.

Kobiety przyłapane na zdradzie – w przeciwieństwie do mężczyzn w takiej samej sytuacji – są bardziej narażone na fizyczną przemoc, utratę reputacji, ostracyzm społeczny, porzucenie przez mężczyznę. Badania Davida M. Buss dotyczące psychologii reputacji, prowadzone w Zimbabwe, Erytrei, Chinach, Rosji, Brazylii, Polsce, Korei i Rumunii, potwierdzają powszechność tego podwójnego standardu (Buss, 1995).

Na szczęście żyjemy w społeczeństwie, którego struktura nie jest kształtowana przez psychologię seksualną. Anonimowość współczesnego życia zdecydowanie zmniejsza ryzyko wykrycia niewierności i w związku z tym prawdopodobieństwo ponoszenia przez kobietę konsekwencji zdrady. 

wtorek, 15 stycznia 2013

Kto ma skłonności do zdrady?

Gdy próbowano przypisać skłonność do zdrady cechom osobowości, okazało się, że jedynie trzy okazały się pewnymi wyznacznikami skłonności do niewierności (badania Bussa i Sheckelfforda – 1997 – kiedy przeanalizowano ponad 1000 cech osobowości). 

Pierwsza, zgodnie z badaniami przytoczonymi przez Annę Wilk, to narcyzm. Ludzie ze skłonnościami narcystycznymi mają wyjątkowo wyolbrzymione poczucie własnej wartości, przeceniają swoje osiągnięcia i talenty, żyją fantazjami o sukcesie. Chcą mieć nieograniczoną władzę, oczekują uznania ich wielkości, a kiedy tego nie otrzymują, wpadają w złość i frustrację. Są skoncentrowani na sobie sądząc, że mają do wszystkiego prawo, wybierają z otoczenia osoby zamożne lub takie, które mogą wykorzystać. Osoby o cechach narcystycznych cechuje brak empatii, zawiść i koncentracja na własnych potrzebach. Jak wykazały badania, częściej niż inni ludzie flirtowały, umawiały się na randki z innymi parterami, częściej nawiązywały kontakty seksualne i decydowały się na przygodny seks. Łatwo przyznawały się do takiej swobody seksualnej, co potwierdzali ich partnerzy.
 
Druga cecha to niski poziom odpowiedzialności, czyli brak sumienności w relacjach i umowach, brak zorganizowania, impulsywność, brak samokontroli.
 
Trzecia cecha to psychotyczność. Brak samokontroli już wskazuje na psychotyczność, gdyż osoby te są bardzo impulsywne, mają problemy z samokontrolą emocji i brakiem hamulców społecznych. W skrajnych przypadkach mogą wykazywać socjopatię.
 
Anna Wilk twierdzi, że zarówno niski poziom odpowiedzialności, jak i wysokie wyniki na skali psychopatyczność, okazały się właściwymi zapowiedziami niewierności małżeńskiej. Podobnie jak u osób narcystycznych współmałżonkowie z tymi cechami flirtowali, umawiali się na randki, uprawiali przygodny seks częściej niż osoby o cechach przeciwnych.

Ciekawe jest to, że powyższe zależności nie odnoszą się wyłącznie do mężczyzn, a w jednakowym stopniu zarówno do mężczyzn, jak i kobiet. Wydaje się, że żadna z płci nie jest wolna od wpływu osobowości na skłonność do zdrady. Nie wszystkie osoby samolubne, manipulujące i impulsywne muszą dopuścić się niewierności, ale cechy te zwiększają prawdopodobieństwo jej wystąpienia.

Może więc już wcześniej, na etapie poznawania się i wstępnych „przymiarek” do bycia razem analizujmy osobowość partnerów pod względem ich potencjalnej skłonności do zdrady. Jeśli więc zaakceptujemy partnera z potencjałem „zdrajcy”, to zrobimy to z dobrodziejstwem inwentarza i będziemy mogli mieć pretensje wyłącznie do siebie. Jeśli już jesteśmy w związku, może będzie nam łatwiej zaakceptować fakt zdrady, skoro ten typ tak ma…?

Niewierność jest jedną z najczęstszych przyczyn rozwodów na całym świecie. Jednak zdrada jednego z parterów nie musi kończyć się rozwodem. Czym więc różnią się od siebie te pary, które pomimo zdrady pozostają ze sobą, od tych, które decydują się na rozstanie? Wyniki przeprowadzonych badań (Buss, Shackelford, 1997) pokazały, że im poważniejsza forma niewierności, tym wyższe prawdopodobieństwo zażądania rozwodu.
 
Jednak najciekawsza jest liczba osób, które nie domagały się rozwodu, nawet gdy parter dopuścił się zdrady, kontynuuje Anna Wilk w swoim artykule. Niemal jedna trzecia badanych to osoby, które przebaczyły swoim niewiernym partnerom.

Zastanówmy się czym takie osoby się charakteryzują? Czynnikiem decydującym, choć głównie analizowanym z perspektywy kobiety, okazuje się potencjalna wartość matrymonialna partnera. Żony, oceniane jako atrakcyjniejsze od swych partnerów, mające wyższą potencjalną wartość na "rynku" matrymonialnym częściej niż inne twierdziły, że zażądałyby rozwodu w przypadku niewierności męża, mając przy tym świadomość, że nie będą miały większego problemu ze znalezieniem nowego partnera. Natomiast kobiety o mniejszej atrakcyjności fizycznej i niższej potencjalnej wartości matrymonialnej częściej przebaczały.

Dochodzimy więc do zdefiniowania, czym jest seks dla obu płci i podobnie jak wcześniej, zaznaczają się wyraźne różnice determinowane płcią. Z punktu widzenia reprodukcji korzyści dla mężczyzn płynące z seksualnej różnorodności są tak ogromne i oczywiste, że naukowcy przeoczyli jeden podstawowy fakt: liczba mężczyzn mających przelotne kontakty seksualne musi być taka sama jak liczba kobiet, które z nimi współżyły. U mężczyzn nie pojawiłaby się tendencja do seksualnej różnorodności, gdyby kobiety nie przyzwalały na takie zachowania. 

Wielu mężczyzn przerażonych jest myślą, że kobieta z natury mogłaby nie być monogamistką. Jednakże niezaprzeczalnym faktem jest to, iż strategie seksualne kobiet nie powstały po to, by zadowolić mężczyzn. Nie wykształciły się też dla dobra grupy, czy nawet dobra gatunku. Kobieca psychologia seksualności, łącznie z kobiecą skłonnością do zdrady istnieje dzisiaj wyłącznie dlatego, że naszym pramatkom przynosiła ona korzyści. 

wtorek, 8 stycznia 2013

Rozmawiamy o zdradzie

Po świątecznej przerwie i, niestety, starsi o rok powracamy do naszych blogów. W tym kontynuujemy temat zdrady.

Jeżeli zdarzy się w Waszym związku, jest to sygnał, że warto rozważyć jego sens, zwłaszcza w sytuacji, kiedy wierność jest dla jednego z partnerów bardzo ważną wartością. Nie ma powodów do tego, aby ranić własne wartości, kiedy związek dwojga ludzi to wiele więcej niż tylko zwykła relacja. Dążymy do tego, aby zgodnie z przysięgą małżeńską lub zwykłą ludzką uczciwością, był  pełną miłości i wzajemnego oddania relacją, otwartą na wzajemne potrzeby partnerów. Jest więc konieczna szczera komunikacja, a nie działanie „na boku” dla spełniania własnych potrzeb, a w domu maska typu: tak Kochanie, oczywiście Kochanie, czyli obłuda… To działanie „na boku” niech spowoduje zapalenie się czerwonej lampki i zaowocuje wieczorem szczerości, którego celem będzie odpowiedź na pytania typu: Po co nam ten związek? Jaki jest jego sens?

Aby przybliżyć Wam „ zjawisko” zdrady, przytoczą więc, jak zapowiadałam, trochę badań i analiz tego zjawiska w związku. Celem jest spowodowanie zrozumienia go z punktu widzenia fizjologii, uwarunkowań genetycznych determinowanych płciowo, mechanizmów przystosowawczych oraz w celu nabrania przez Was dystansu. Pozwoli on przeanalizować związek pod względem jego prawdziwej wartości dla obydwojga partnerów, w celu podjęcia decyzji co do przyszłości.

Jest interesujące, że mechanizm zdrady u mężczyzn i kobiet wygląda kompletnie inaczej i fakt, że rozumiemy uwarunkowania płci, wcale nie poprawia nam nastroju. My kobiety, kiedy dopuszczamy się zdrady, robimy to wtedy, gdy jesteśmy nieszczęśliwe w swoich związkach. Jednak fakt, że wielu mężczyzn żyjących w szczęśliwych związkach nawiązuje romanse nieco zmienia perspektywę patrzenia na ich potrzeby…

Zacytuję trochę badań za psycholog Anną Wilk: Ta różnica pomiędzy płciami wyraźnie wskazuje na to, że romanse spełniają inne funkcje adaptacyjne u kobiet i mężczyzn. Zdrada mężczyzn jest z natury czysto seksualna, natomiast niewierność kobiet ma podłoże emocjonalne. Jak pokazuje praca Shirley Glass, 44% mężczyzn, którzy dopuścili się zdrady, nie stwierdzało żadnego emocjonalnego zaangażowania w związek z kochanką, lub określało go, jako niewielki. W przeciwieństwie do mężczyzn, tylko 11% kobiet utrzymujących związki pozamałżeńskie twierdziło, że nie są w nie emocjonalnie zaangażowane, lub oceniało to zaangażowanie jako niewielkie. 

W innych badaniach Glass i Wright zapytali 148 mężczyzn i 155 kobiet, co mogłoby usprawiedliwić zdradę. Kobiety częściej niż mężczyźni, twierdziły, że czynniki takie jak, miłość, bliskość emocjonalna, zażyłość mogłyby usprawiedliwić ich niewierność. Natomiast mężczyźni podawali czynniki związane z seksem: nowe doświadczenia seksualne, zmiana, eksperymentowanie czy zwykła ciekawość.

Z powyższego wynika, że te różnice dotyczą również akceptacji, lub raczej braku akceptacji dla zdrady, co potwierdza Martin Daly i Margo Wilson:

Największym niebezpieczeństwem dla mężczyzn jest zdrada, a dla kobiet porzucenie. Zazdrość męska powinna przede wszystkim dotyczyć niewierności seksualnej, której nie da się wybaczyć. Kobieta zaś, choć nie aprobuje przygód partnera, które pochłaniają jego czas i zasoby, bardziej będzie się niepokoić z powodu niewierności emocjonalnej, magnetycznego przywiązania do innej kobiety, co może w końcu doprowadzić do jeszcze bardziej znacznego przegrupowania zasobów. 

wtorek, 18 grudnia 2012

Porozmawiamy o zdradzie

Ten wpis i kilka następnych chcę poświecić zdradzie, intrygującemu zjawisku, które jednych łączy, a innych dzieli. Chcę przeanalizować mechanizm tego złożonego procesu psychologicznego, który jest tak niejednoznaczny. Staje się barierą w związku albo, przeciwnie, zwiększa jego atrakcyjność. Moją intencją jest przeanalizowanie, czym jest zdrada i pokazanie Wam sposobów reagowania w tej trudnej emocjonalnie sytuacji. Nie chodzi mi o to, aby przekonywać Was, że to normalne zjawisko i trzeba przejść nad nim do porządku. Zależy mi na tym, aby ta wiedza pozwoliła Wam na nabranie dystansu i  skuteczne działanie. Aby możliwa była analiza mechanizmów zdrady pod kątem szansy przetrwania związku wobec wartości za nim stojących, a nie histeryczną reakcją na zranienie. Oczywiście dotyczy to nie tylko osób, które są zdradzane, ale również dla tych, które zdradzają.

Przede wszystkim chcę Was zachęcić, abyście traktowali zdradę jako informację. To oznacza, że zdradzając albo będąc zdradzanym czegoś dowiadujemy się zarówno o sobie samym, jak o swoim partnerze.

Osoby zdradzane najchętniej zadają sobie pytanie: Dlaczego do tego doszło? Nie jest to dobrze sformułowane pytanie, gdyż od razu, w podtekście stajemy się ofiarą i staramy się rozliczyć partnera z faktu zdrady. Lepiej to pytanie brzmi w takich postaciach: Co to oznacza dla związku? Jaką informację w ten sposób otrzymuję od partnera? Co, nie wprost, partner mi w ten sposób przekazuje? Jak się to ma do więzi nas łączących? Czy odbierałam/łem już jakieś sygnały, które mogłyby być informacją o niezaspokajaniu potrzeb partnera? Jak na to reagowałam/łem? Czy chciałam o tym rozmawiać? Co zrobiłam/łem na rzecz zamiany? Jak traktuję fakt zdrady w swoim subiektywnym odczuciu? Co wtedy myślę o partnerze? Jak traktuję zdradę? Czy dopuszczam rozmowę na ten temat? Jakiej postawy oczekuje wtedy od partnera? Czy zaspokajam fizycznie swojego partnera? Czy rozmawiam o seksie z partnerem?

Dla osób, które zdradzają, te pytania powinny brzmieć inaczej: Co mi to daje, że decyduję się na zdradę? Czego mi brakuje w związku? Dla jakich korzyści (emocjonalnych, osobowościowych…) decyduje się na zdradę? Co mogę stracić w porównaniu z tym, co zyskuję? Jak to wpływa na mój związek? Na ile jest on dla mnie ważny, skoro to robię? Czy to, co mnie motywuje do zdrady, mogę realizować w związku? Czy próbowałem/łam to robić? Jak wyglądałaby analiza strat i zysków, gdyby doszło do rozwodu, a jak do porozumienia? Jak się czuję w roli zdradzającego? Czy widzę możliwość zmiany postawy uczciwości wobec partnera? Czy mogę realizować seksualne zaspokojenie ze swoją partnerką/swoim partnerem?

Pozdrowienia dla Twojego serca!

wtorek, 4 grudnia 2012

Czy to jest miłość, czy zakochanie?

Erich Fromm, filozof i psychoanalityk w swojej książce O sztuce miłości przeciwstawia zakochanie prawdziwej miłości. Podobnie buddyzm, hinduizm oraz inne religie wskazują Miłość jako najwyższą wartość. Miłość to wola budowania z drugą osobą partnerstwa opartego na głębokim zrozumieniu, poznaniu własnych potrzeb, szacunku, zaufaniu, trosce i wierności. Zwolenników takiej Miłości łączy uczucie silniejsze od zakochania, które przemija pozostawiając czasem pustkę. Zakochanie jest ulotne, gdyż nie możemy zbyt długo trwać w miłosnym upojeniu tracąc kontrolę nad własnym działaniem. Mogłoby się to przerodzić w stan patologiczny. Dlatego mechanizmy obronne powodują powolne zrzucenie zasłony i powrót do racjonalnego pojmowania świata. Nie znaczy to, że przestajemy kochać, wręcz przeciwnie, wchodzimy w świadomą fazę uczuć zwanych Miłością, która jest trwałym uczuciem budowanym przez lata i dojrzewającym wraz z partnerami. Jest budowana i wspierana trwałym fundamentem innych wartości oraz bliskością fizyczną. Może trwać i rozwijać się, zmieniając formę, a pozostawiając treść będącą silnym związkiem emocjonalnym opartym na bezpieczeństwie, partnerstwie i wzajemnej akceptacji. Jeśli zakochanie nie przerodzi się w trwałe, dojrzałe uczucie, jeśli powstające konflikty niezrozumienia pogłębiają się. Jeśli nie ma woli współpracy tylko walka o to, kto ma rację, jeśli konflikt i rywalizacja rządzi Waszym życiem, obwiniacie się, to sygnał, że trzeba zweryfikować myślenie o wspólnym życiu

Przyczyny niepowodzeń:
Brak gotowości do Miłości
Niestety jednym z problemów naszego współczesnego społeczeństwa jest brak gotowości do wchodzenia w tak silne związki emocjonalne oparte na Miłości. Brakuje odwagi do wspólnego rozwoju w związku, wzajemnej akceptacji słabych stron oraz nastawienie na współpracę w miejsce rywalizacji. Pozostaje tęsknota za Miłością, do której trzeba dojrzeć i otworzyć się na potrzeby kochanego partnera.

Brak prawa do rozwoju w związku
Modelowi Miłości w dzisiejszym świecie towarzyszy lęk przed bliskością, brak umiejętności budowania trwałych relacji opartych na zrozumieniu i poznaniu własnych zasobów, które kreują jakość związku. Małżeństwa, podążając za dobrami materialnymi i pogonią za karierą, nie dają sobie prawa i czasu do rozwoju w związku, uczenia się siebie i koncentracji na swoich potrzebach. Szkoda im czasu na pokonywanie pierwszych kryzysów i uczenie się na błędach skoro szybko można zamienić partnera na inny model, z którym nie będzie kłopotów.

Brak solidnych podstaw w budowaniu związku
Życie pod presją codzienności powoduje, że brakuje czasu na analizę dopasowania w związku zarówno przed jego zawarciem, jak również oparcia związku na solidnych podstawach takich jak wartości, dopasowanie zasobów, poznanie cech osobowości, charakterów, podobieństwa zainteresowań… Łatwiej też stwierdzić, że to nie był to udany związek niż przeanalizować porażki. Potrzebując ciepła, akceptacji, czułości, troski, większość osób próbuje te potrzeby zaspokajać w płytkich znajomościach, przelotnych romansach, okazjonalnym seksie... Przerażeni wyzwaniami dzisiejszego życia, narażani na stras i wyścig szczurów, najczęściej nie potrafi zaufać sobie i drugiemu człowiekowi, aby wejść w głębsze relacje obnażające słabości, wpuścić kogoś do swojej strefy intymności.

Ryzyko porażki
Tym bardziej, że decyzja o budowaniu związku opartego na bliskości niesie ze sobą ryzyko porażki. Boimy się ranienia naszych wartości, porażek, błędów, z których nie potrafimy wyciągać wniosków. Boimy się odrzucenia i braku akceptacji, więc wolimy nie ryzykować obnażania własnego ego.

Obciążenie przeszłością
Dodatkowym balastem jest obciążenie związku bagażem przeszłości, schematami z naszych domów rodzinnych i modelami małżeństwa nie zawsze godnymi naśladowania. Często sami potrzebujemy wsparcia, nie wierzymy w nasz potencjał, nie dostrzegamy swoich zasobów i mocnych stron. Obawiamy się braku akceptacji ze strony partnera i jego gotowości do budowania związku opartego na miłości, która dojrzewa wraz z nami i jest wartością samą w sobie, łącząca nas w jedna spójną całość.

Szukanie winnych
Istotnym powodem uniemożliwiającym tworzenie relacji opartych na bliskości jest poszukiwanie szczęścia i zaspokojenia potrzeb na zewnątrz, poza nami samymi. Konsekwencją takiej postawy jest oczekiwanie zmiany zachowania u naszego partnera jako panaceum na szczęśliwy związek. Nie szukamy obszarów zmiany w sobie, tylko towarzyszy nam myślenie, że udany związek to taki, w którym partner powinien się zmienić, aby nasz związek był szczęśliwy. Wychodzimy z założenia, że to partner jest winny naszych frustracji, on jest źródłem naszych problemów, powodem braku satysfakcji ze wspólnego życia. Znakomicie potrafimy definiować błędy partnera, pokazywać mu jego słabe strony, wytykać porażki, chociaż uczestniczymy we wspólnym życiu razem i możemy wpływać na nasze wspólne decyzje, przewidywać nadchodzące kryzysy. Zwykle mamy pod ręką listę powinności drugiej osoby, a nie koncentrujemy się na tym, co sami potrafimy wnieść konstruktywnego do naszej aktualnej sytuacji. Jak możemy przyczynić się do zaspokajania naszych wspólnych potrzeb.

Brak umiejętności komunikowania się
Skoncentrowani na sobie i swoich niezaspokojonych potrzebach, frustracjach i niespełnieniach nie potrafimy słuchać partnera, wyciągać wniosków, dyskutować, przedstawiając własny punkt widzenia, z zachowaniem tych samych zasad ze strony partnera. Chcemy egzekwować posłuszeństwo, oczekujemy słuchania naszych racji i spełniania naszych potrzeb. Chcemy akceptacji i rozumienia, ale sami nie jesteśmy skłonni do okazywania empatii i wyrozumiałości. Konsekwencją jednostronnej komunikacji i postawy roszczeniowej jest niezadowolenie obu stron, brak satysfakcji ze wspólnego życia. Towarzyszy nam atmosfera wzajemnych ocen i krytyki, często na poziomie tożsamości (Jesteś… ). Powoli zatracamy umiejętność słuchania się i wspólnego rozwiązywania problemów. Kłótnie zaczynają eskalować przesłaniając możliwość skutecznego porozumienia. 

poniedziałek, 26 listopada 2012

Zakochanie

Po serii wpisów na temat zdrady, separacji, rozwodu czas na coś bliższego tytułowi tego blogu, czyli o zakochaniu. Chociaż może się okazać, że to "miłe złego początki"...

Czym jest zakochanie?

Romantycznie:
Niewątpliwie to cudowny stan, który warto przeżyć. To zjawiskowe uczucie obezwładniające nasze zmysły, poczucie unoszenia się nad ziemią, przekonanie, że życie jest piękne. To postrzeganie świata i otaczającej rzeczywistości przez różowe okulary. Jest to absolutnie emocjonalny stan pozbawiony krytycyzmu i pesymizmu, dający wręcz poczucie mocy, siły olbrzyma. Obiekt naszych westchnień jest absolutnie doskonały, pozbawiony wad, jedyny i niepowtarzalny obdarzony bezwarunkową akceptacją... Życie bez ukochanej osoby traci sens, a każda chwila bez niej kojarzy się z bólem egzystencjalnym, tęsknotą i smutkiem. To ideał, któremu możemy wszystko wybaczyć.

Psychologicznie:
To stan zaburzenia emocjonalnego, niemal jednogłośnie uznawany przez psychologów, jako stan zbliżony do choroby psychicznej. Ze względu na oderwanie od rzeczywistości przypomina odmianę psychozy w lekkim nasileniu objawów. Podobnie jak w psychozie, w stanie zakochania, rozum „odlatuje na gumce”, krytycyzm i racjonalne myślenie opuszczają nasz umysł. Zostają zaburzone zdolności do logicznego myślenia, wyciągania wniosków i racjonalnego działania, także oceny. 

Ten stan zwykle trwa kilka miesięcy, choć właściwie pielęgnowany może trwać nawet do kilku lat. Odmianą zakochania pozbawioną doznań erotycznych jest miłość platoniczna.

Jak łatwo się zorientować, ten stan jest nieprawdopodobnie silnym emocjonalnie doznaniem, którego cechą podstawową jest zaburzenie funkcji poznawczych, których celem jest racjonalna ocena faktów i procesu zbierania informacji. Zakładamy różowe okulary, przez które postrzegamy świat, a zwłaszcza obiekt naszych uczyć. Pozytywny aspekt tego zjawiska jest taki, że niesieni na skrzydłach emocji jesteśmy gotowi  pokonać każdą przeszkodę. Niebezpieczne jest natomiast to, że możemy podejmować się wyzwań czasem kompletnie nieadekwatnie do naszych zasobów i postrzegać otaczające zdarzenia życzeniowo. Dlatego w odniesieniu do pojawiających się problemów mówimy: jakoś to będzie, nie martwmy się na przyszłość lub na pewno sobie poradzimy. Nic więc dziwnego, że po fali uniesienia, wobec nieracjonalnej oceny zjawisk, wkraczamy w fazę zdecydowanie mniej fascynującą. To faza przebudzenia, kiedy opada zasłona złudzeń, rozum powoli wraca na swoje miejsce i wkraczamy w fazę rozczarowania. Nie oznacza to, że obiekt naszych uczuć się zmienił, tylko zmieniła się nasza zdolność interpretacji faktów, wyciągania wniosków i racjonalnej analizy.

Dlatego podejmowanie decyzji w stanie „upojenia emocjonalnego”,  np. decyzji o małżeństwie, jest bardzo ryzykowne. Zapominamy o fazie testowania związku, wzajemnego nabywania wiedzy o sobie, uczenia się definiowania swoich  potrzeb i racjonalnej oceny zasobów osób, które będą ze sobą bardziej lub mniej efektywnie współpracować przez całe życie. Z tego powodu wiele małżeństw zawartych pod wpływem zakochania kończy się rozwodem, a zakochanie zastępują kompletnie inne niż do tej pory, uczucia. Wraz z opadnięciem „zasłony z emocji” pojawia się niechęć, złość, gniew, nienawiść… Tym uczuciom towarzyszy wzajemne oskarżanie się, atakowanie, szukanie osoby winnej i odpowiedzialnej za skutki błędnych decyzji, poniżanie i ranienie uznawanych do tej pory ważnych wartości,  takich jak miłość, uczciwość, wierność, godność… Te wszystkie negatywne odczucia sprawiają, że małżonkowie zapominają o przeżywanych wcześniej emocjach i o tym, jak bardzo byli szczęśliwi w początkowej fazie ich związku. Ta faza rozczarowania jest równie silna jak wcześniejsza fascynacja.


wtorek, 20 listopada 2012

Życie w rozkroku

Tydzień temu pisałam o odkładaniu decyzji o separacji lub rozwodzie "dla dobra dzieci". Napisałam, że  właśnie ze względu na dzieci lepiej wyjść z toksycznego związku. Wasze dzieci przestaną obserwować Wasz konflikt i żyć w atmosferze codziennych kłótni, obojętności emocjonalnej, „cichych dni”. Przestaną cierpieć razem z Wami. Przestaniecie unikać domu jako miejsca „ciężkiej atmosfery” i bardzo chętnie „uciekać” w pracę. Przestaniecie nagle mieć mnóstwa obowiązków służbowych, być niezastąpionym wsparciem dla kolegów i przyjaciół. Przestaniecie też szukać dowartościowania w ramionach pocieszycielek lub pocieszycieli, którzy wykorzystają Waszą potrzebę bliskości. Jest oczywiście szansa, że znajdziecie właściwego partnera, który z roli pocieszyciela przerodzi się w osobę znaczącą w Waszym życiu. Odradzałabym jednak, podejmowanie takiej decyzji będąc w związku. W stanie „emocjonalnej ucieczki” z domu nie potraficie ocenić wartości nowego związku. Macie założony „czarny filtr” na bycie w domu i „różowy” wszędzie poza nim. Tracicie obiektywizm i racjonalne podejście. Prowadzicie „podwójne życie”, które może w początkowej fazie bawić lub być odskocznią dla Waszej nudnej codzienności. Działać na zasadzie zakazanego owocu, czyli być pełnym atrakcyjności realizowaniem się w seksie, której na przykład brakowało w Waszym związku.

Niedawno przeczytałam na jednym z portali wpis:
Mam romans już ponad trzy lata i z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że w moim małżeństwie jeszcze nigdy nie układało się tak dobrze. Zwłaszcza w sferze łóżkowej. Odkąd czasem pozwalam sobie na dziki seks z Kochanką, moja żona sprawia wrażenie promieniującej i usatysfakcjonowanej naszym pożyciem seksualnym. Oczywiście, nie mam wątpliwości, że sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby MOJA dowiedziała się, że w życiu jej partnera istnieje druga kobieta. Dla dobra nas obojga, lepiej, by ten fakt nigdy nie ujrzał światła dziennego.

Zainteresowało mnie stwierdzenie „z czystym sumieniem” i zadałam sobie pytanie, co się stanie, kiedy ta tajemnica „ujrzy światło dzienne”. Prawdopodobnie, skończy się mit fantastycznego mężczyzny, wiernego męża i kochanka, a na pewno promieniejącej szczęściem żony. Kurtyna opadnie i skończy się ostatni akt tego teatru – małżeństwa, gdyż odzyskanie zaufania to trudny, długi i często niemożliwy proces. Zacznie się kolejny czarny scenariusz, czyli problem z odzyskaniem zaufania do męża, poczucia bezpieczeństwa w związku. Żona uświadomi sobie, że wyrafinowany seks i intymność, która ją łączyła z mężem, nie jest intymnością, tylko perfidną grą. Inna kobieta, z resztą, też może chcieć upomnieć się kiedyś o swoje prawa… i co wtedy?

Generalnie „podwójne życie” to bardzo kosztowna emocjonalnie strategia, nie rozwiązująca problemów w dłuższej perspektywie, lecz je odsuwająca w bliżej nieokreśloną przyszłość. Świadomość oszukiwania swojego partnera, bycie graczem, który zmienia maski, mimo całego fanu, podziwu kolegów i adrenaliny jest wątpliwe moralnie. Z czasem zaowocuje poczuciem winy bądź kompletnym zerwaniem więzi emocjonalnej ze swoim pierwszym partnerem, sprowadzając ją do roli sekspartnera i relacji oziębłości wobec niego. Życie w związku to nie tylko seks, więc koncentracja wyłącznie na tej sferze może zniszczyć jego inne wartości. Długotrwałe dzielenie ról jest męczące, może wpłynąć na zaburzenie „tożsamości związku”, czyli pojawią się pytania: czego tak naprawdę chcę, gdzie się realizuje i czy mogę w końcu przestać grać, być sobą. To może stworzyć w domu atmosferę zbliżoną do piekła, bo żona nie rozumiejąc zachowania zacznie pytać, co się stało z jej mężem.

Życie w „rozkroku emocjonalnym” to wyraźny sygnał, aby poważnie zastanowić się nad sensem swojego związku. Warto to zrobić z ołówkiem w ręku, tak to robiliście wcześniej. Analizowaliście mocne i słabe strony jednego i drugiego związku w relacji ze swoimi potrzebami, oczekiwaniami i sensem życia. Warto odnieść te potrzeby do modelu idealnego związku, który będzie dla Was swoistego rodzaju kryterium porównawczym. Wtedy może się okazać, że znajdziecie „trzecie” rozwiązanie. Uświadomicie sobie, że ani jeden, ani drugi związek nie realizuje Waszych marzeń do końca, skoro dopiero oba stanowią satysfakcjonującą całość. To ważna informacja i wartościowa z punktu widzenia Waszego życia. Macie model swoich potrzeb, wiecie, czego Wam brakuje i czego szukać. Wiecie też, co jest dla Was ważne. Teraz pora poszukać właściwego związku, który będzie kreacją, szczęściem, rozwojem, bezpieczeństwem, nieokiełzaną tajemnicą, synergią, właściwym wyborem… tym wszystkim, czego pragniemy w snach.

Szczerze zachęcam do odwagi w poszukiwaniach. Sama dokonałam takiego wyboru i do dziś jestem dumna z tej decyzji. Szkoda każdej chwili, kiedy związek jest ciężarem i każdej straconej, która już nie wróci. Z perspektywy swoich doświadczeń wiem, że warto podjąć ten trudny, pierwszy krok…  Zapewniam Was, że nagroda przekracza najśmielsze oczekiwania… 

wtorek, 13 listopada 2012

Separacja czy bolesne trwanie?

Odpowiadając na postawione tydzień temu pytania, wykonaliście kawał dobrej roboty, która da Wam informację, co się dzieje w Waszym związku i co dalej robić (obszary zmian). Mam nadzieje, że pytania pomogły zdefiniować wszystko, co na co dzień Was dotyczy. Potrzebujecie odpocząć i możecie sobie pogratulować, jeśli dobrnęliście do końca. Wnioski i przemyślenia, to może być Wasza druga sesja, której termin od razu warto ustalić. W przeciwnym razie będziecie przekładać decyzję w nieskończoność. Przygotujcie swoje propozycje, nastawcie się na współpracę. To Wasza szansa na nowe życie lub rozstanie na pokojowych warunkach.

Życzę Wam, abyście podjęli najlepsze dla siebie decyzje. Wierzę, że to potraficie… Pamiętajcie, że celem tego spotkanie nie jest pogodzić się, tylko podjąć decyzje co do Waszej przyszłości. Zachowajcie tak daleko idący obiektywizm, jak to tylko możliwe myśląc o sobie, dzieciach i Waszym przyszłym życiu.

Jeśli podejmiecie decyzję o separacji, nie ma sensu wzajemne obwinianie się i celebrowanie przeszłości, gdyż zwykle do rozpadu związku przyczyniają się oboje partnerzy. Nie warto wytykać sobie błędów, tylko je analizować, starać się być w dystansie, bo wtedy wnioski są bardziej przemyślane i mogą służyć Wam w przyszłości. Jest sens dokonać analizy źródeł porażki, aby błędów nie powtarzać w kolejnym związku. Warto też powiedzieć sobie, co było wartością, źródłem radości, sukcesem, czymś unikalnym, bo niewątpliwie takie elementy też towarzyszyły Waszemu życiu. Kiedy zaczniecie się kłócić, to znaczy że nie dojrzeliście do emocjonalnego rozstania. Wasza rozmowa, zamiast być źródłem kreatywności, stanie źródłem poczucia winy i przyczyną obniżenia poczucia wartości. Wtedy separacja może być jeszcze bardziej uzasadniona. Da Wam dystans do Waszych porażek i pozwoli w samotności lub przy pomocy osób trzecich przeanalizować popełniane błędy. Powtarzam, analizować, a nie celebrować przeszłość, wykorzystując okazję, aby się obwiniać. To trudny moment dla obojga partnerów, tym trudniejszy, im bardziej w rozstanie zaangażowane są dzieci.

Niesprawiedliwość losu polega na tym, że dzieci, które nie zawiniły, ponoszą konsekwencje błędów dorosłych. Co gorsza, czasem stają się powodem przekładania decyzji o rozstaniu. Ja jestem przeciwna takiej decyzji. Chcę rozważyć wtedy sens takiego działania zadając pytania, które boleśnie dotykają istoty konfliktu. Mianowicie: Czy warto trwać w toksycznym związku ze względu na dzieci i zatruwać je toksynami codzienności? Czego możemy nauczyć nasze dzieci trwając w „takim” związku? Czy przypadkiem nie tylko tego, jak żyć w toksycznym związku? Co przekazują nasze emocje, wartości, postawa, a nawet mowa ciała w codziennych czynnościach? Czy jest możliwe, że nasze zachowanie wolne jest od niechęci, agresji, frustracji, niespełnienia, rozgoryczenia, a czasem nawet nienawiści. Niestety, nie da się ukryć tych emocji, gdy mowa ciała to 55% komunikatu, jaki przekazujemy otoczeniu. Każdy dzień jest niewerbalną i werbalną demonstracją naszego niezadowolenia. Dzieci żyją w tej atmosferze ucząc się tego zachowania i w końcu uznają je za normalne, typowe. Uczą się, że tak powinien wyglądać szczęśliwy dom. Tę wiedzę zabierają ze sobą, aby tworzyć podobnie „szczęśliwe” domy w przyszłości… Wnioski pozostawiam do indywidualnej analizy rodziców.

Jeśli podejmiecie wysiłek separacji, macie szansę z dystansem przedyskutować ze sobą samym wartość Waszego związku. Przemyśleć decyzję i… albo powrócić do partnera, ale już na innych zasadach, albo szukać innego, który będzie lepiej spełniał Wasze potrzeby. Kryteria, jak ma wyglądać ten nowy związek, pomoże Wam zdefiniować analiza błędów, Wasza intuicja, pragnienia, potrzeby. Wasze emocje będą jednoznaczną odpowiedzią, czy decyzja jest słuszna. Jeśli zaryzykujecie zmianę partnera, to nauczeni doświadczeniem, macie szansę stworzyć Waszym dzieciom lepszy dom, pełen ciepła, zrozumienia i synergii. One zaś będą miały szansę nauczyć się, że w życiu popełnia się błędy, ale trzeba wyciągać z nich wnioski i dokonywać właściwych zmian. To może być dużo wartościowsza nauka niż trenowanie nienawiści, porażki i trwania w marazmie...

wtorek, 6 listopada 2012

Pytania, na które warto sobie odpowiedzieć

Zgodnie z zapowiedzią dzisiaj pytania. Oprę się na poziomach Diltsa, aby żadna sfera nie umknęła Waszej uwadze. Zacznę od łatwiejszych pytań, a kiedy się „rozgrzejecie”, przejdę do tych trudnych, tych kluczowych. Przeznaczcie na to zadanie tyle czasu, ile Wam potrzeba, aby je skończyć. Nie przerywajcie tej rozmowy, gdyż jest to inwestycja w Wasze życie i Waszą przyszłość. No więc do dzieła…

Środowisko: Gdzie? (to Wasz dom, mieszkanie, miejsce zamieszkania…): Jak to, gdzie mieszkam, wpływa na moje postrzeganie partnera? Czy mój dom wzmacnia więź z partnerem? Jest miejscem, gdzie się dobrze z nim czuję? Czy lubię to mieszkanie?

Inne pytania, które przychodzą mi do głowy w odniesieniu do tego poziomu środowisko.

Zachowania: Co robię? TYLKO FAKTY!!!! Jak się zachowuję wobec mojego partnera? Jaka/jaki jestem wobec niego/niej (trzymaj się faktów, a nie ocen, podaj przykłady z Waszego wspólnego życia)? Co robię, kiedy przynosi mi kwiaty (albo prezenty - jeśli jestem mężczyzną), czyli jak się wtedy zachowuję? Jak się zachowuję w jego/jej towarzystwie u znajomych? Jestem z niej/niego dumna, radosna, swobodna, spontaniczna, czy wręcz przeciwnie? Jak ona/on zachowuje się wobec mnie (tylko fakty, przykłady zachowań, które możesz zapisać, aby je potem przytoczyć)? Jak wykonujemy codzienne obowiązki: co robię ja, a co ona/on? Czy są rzeczy, które robimy razem, np. gotowanie, sprzątanie…? Co robimy w łóżku  (podaj konkretne czynności, aby uświadomić sobie, jak różnorodne są Wasze pieszczoty)? Jak nazwałabym/nazwałbym to, co nas łączy?Jak wygląda nasz seks, jest różnorodny, spontaniczny, ostatnio w tej samej pozycji czy w różnych, czy się zmienił przez lata? Czy zdarza się, że wypominamy sobie: A Ty to nie robisz tego… albo Ja zawsze robię to..?

Inne rzeczy, które przychodzą mi do głowy w odniesieniu do poziomu  zachowanie.

Umiejętności: Co potrafię? Jakie mam umiejętności? Co potrafię robić w domu? Co robię zawodowo? Co jest moją/ jego mocną stroną? Czego on/ona nie potrafi robić? Czy nasze umiejętności znacząco się różnią? Czy jest to powód do konfliktów? Czy zdarza się, że wypominamy sobie: A ty to nie umiesz tego… albo Tobie to wszystko wychodzi, a mnie nie…? Czy są umiejętności, których jej/jemu zazdroszczę? Czy są takie, z powodu których jestem dumna/dumny?

Inne rzeczy, które przychodzą mi do głowy w odniesieniu do poziomu umiejętności.

Przekonania: Co jest możliwe? Co myślę o tym? Jaki mam przekonanie(sądy, subiektywne opinie…)?
Co myślisz o swoim związku? Czy wierzę, że jest o co walczyć? Czy potrafię się zmienić, jeśli zdefiniujemy swoje słabe strony jako związek dwojga ludzi? Czy mogę nazwać główne bariery, o które się „odbijamy”? Czy potrafię zdefiniować główne konflikty, „punkty zapalne” w naszym związku? Co nie działa w naszym związku? Co działa świetnie? Co się sprawdza? Czy mam wiarę, że ja/ on potrafimy zmienić to, co nie działa (wspólnie to zdefiniujecie)? Kto i co powinien zmienić u siebie, aby nasz związek był możliwy? Jak możemy to zmienić? Jakich zmian to by wymagało? Czy jest to możliwe moim/ jego zdaniem? Co oceniam jako mocną stronę naszego związku? A co jako słabą? Czy wierzę, że możemy to zrobić sami, czy potrzebujemy pomocy? Kogo czynię odpowiedzialnym za nasze niepowodzenia? A kto/co jest źródłem naszego sukcesu? Co/kto przyczynia się do porażek? Czy mam przekonanie, że partner/partnerka mnie kocha? Czy wierzę, że coś jeszcze nas łączy? Czy nasz seks uważam za udany? Czy można nad tym pracować, aby był lepszy? Czy są inne ważne przekonania, których tu nie ma?

Wartości: Co jest dla ciebie ważne? Zdefiniuj swoje wartości (np. uczciwość, wiara - jako religia i wiara w siebie, odpowiedzialność, miłość, sukces, rodzina, wierność, pracowitość, współpraca, poczucie humoru, szacunek… podaj swoje).

Które z nich są najważniejsze dla mnie/dla niego? Czy nasza hierarchia wartości znacząco się różni, czyli co jest dla mnie najważniejsze, a co dla niego? Czy jest możliwość dogadania się na poziomie wartości? (Na przykład dla męża najważniejsza jest praca i seks, a dla mnie rodzina i odpowiedzialność, więc jest to źródłem konfliktu…). Jak możemy uszanować nasze wartości, aby przestały być źródłem konfliktu Co możemy ustalić w tym obszarze?

Tożsamość: Kim jestem, role w jakich występuję (np. żona/maż, kochanka/kochanek, dyrektor, matka/ojciec, partner/partnerka, sprzątaczka, kucharka/ kucharz, inne role). Z jakimi rolami utożsamiam się w małżeństwie ja/ on? Czy bycie w związku w tych wszystkich rolach akceptuję? W których się nie realizuję? Jak się realizuję w pracy zawodowej? Co jest moją mocną strona w tych rolach, a co słabą? Czego nie akceptuję, jeśli chodzi o te role u partnera? Co wymaga zmiany, przemyślenia? Jak się spełniam jako kochanka/ kochanek? Czy jest to źródło satysfakcji, akceptacji? Czy jestem doceniana/doceniany jako partner? Kto jest decydentem w domu? Czy jest wzajemna akceptacja dla tej osoby w domu i rodzinie? Czy identyfikuję się z tymi rolami, które mój partner/ partnerka uważa za kluczowe (np. maż, chce aby żona wychowywała dzieci, była w tożsamości matki a kobieta chce się realizować zawodowo i być w tożsamości np. dyrektora, prawnika...). Jakie są inne tożsamości, role, ważne dla waszego związku, a są źródłem konfliktów?

Wizja, misja: Jaki to ma sens? Jaki sens ma nasz związek? Po co wyszłam za mąż/ożeniłem się? Co aktualnie tak naprawdę nas łączy, nadając sens naszemu związkowi? Czy tak było od początku naszego związku, czy się coś zmieniło? Co to takiego? Jaki sens ma ta rozmowa? Jaki cel ma wprowadzanie zmian w naszym życiu? Czy te zmiany zmienią sens naszego związku? Po co mam się motywować do zmiany na różnych poziomach (wartości, przekonań, zachowań...)? To wymaga pracy i zaangażowania, a ja nie widzę/ widzę celu, sensu? Jestem gotowy/gotowa dużo zainwestować, abyśmy byli razem, jeśli…

Na koniec odpowiedzcie na te cztery pytania:
Co się stanie w moim życiu, jeśli zostanę w tym związku?
Co się stanie w moim życiu, jeśli nie zostanę w tym związku?
Co się NIE stanie w moim życiu, jeśli zostanę w tym związku?
Co się NIE stanie w moim życiu, jeśli nie zostanę w tym związku?

wtorek, 30 października 2012

Jaki związek wytrzyma próbę czasu?

Kiedy zawieramy związek małżeński, jesteśmy (przeważnie) przekonani, że spędzimy ze swoim partnerem resztę życia. Składamy przysięgę małżeńską ufni i pełni nadziei, przekonani, że to najważniejszy krok w naszym życiu. Wierzymy, że rozpoczynamy cudowny okres bycia z kimś, kogo kochamy. Wierzymy w słowa przysięgi i dobre intencje partnera. Zauroczeni uczuciem, z optymizmem patrzymy w przyszłość. Łza się kręci w oku, wzruszenie ściska za gardło, kiedy mówimy w kościele:
„…biorę Ciebie ……….. za żonę (męża) i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci.
lub w USC „…i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe."

W takiej chwili w ogóle nie wyobrażamy sobie rozstania lub traumatycznego finału, jakim może być separacja lub rozwód. Czy macie szansę na życie w szczęśliwym związku, na miłość aż po grób? Prawdopodobnie będziecie zaskoczeni, gdy stwierdzę, że łatwo to z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć. Wystarczy odpowiedzieć sobie na kilka pytań, które uświadomią Wam potencjał Waszego związku. Kluczowe jest to, z jakim bagażem doświadczeń wstępujecie w związek małżeński, co było motywacją do jego zawarcia, czy „testowaliście” ten związek, zanim zdecydowaliśmy się na ślub. Jak "współpracują" ze sobą Wasze wartości (wiara, postawa życiowa, stosunek do związku i jego modelu, co  jest dla Was ważne w związku – wierność, miłość czy odpowiedzialność za nas i dzieci…), nasza osobowość, cechy charakteru… To aspekty, które mogą być źródłem konfliktu lub przeciwnie, związku zgodnego i szczęśliwego.

Analizowałam różne przykłady w poprzednich wpisach. Nie wyczerpałam oczywiście wszystkich przypadków pokazując jedynie czubek „góry lodowej” różnych aspektów i możliwości, jakie mogą być powodem rozpadu związku. Podałam kilka przykładów najczęściej spotykanych w moim doświadczeniu terapeutycznym. Te przykłady miały zainspirować Was do refleksji nad własnym związkiem. Celem było zadanie sobie pytania wprost: w jakim stopniu spełniam się w swoim związku, w jakim stopniu zaspokajam swoje potrzeby i realizuję swoje wartości? Czy spełniam swoje marzenia, jestem szczęśliwa, potrafię okazywać partnerowi dowody bliskości na co dzień….? Czy tęsknię, kiedy nie ma bliskiej mi osoby w pobliżu, i czy nachodzą mnie złe myśli, kiedy nie przychodzi na czas?

To, generalnie, sprowadza się do pytania, czy Wasz związek należy do tych, które wzajemnie się inspirują, rozwijają, potrafią kreatywnie rozwiązywać pojawiające się problemy, są szczęśliwe i tworzą pełne miłości rodziny.

Jeśli nie należycie do tych szczęśliwców i mimo motywacji do zmiany i dobrych intencji nie udało Wam się stworzyć satysfakcjonującego związku, to warto zastanowić się nad przyczynami. Jeśli próbowaliście naprawiać błędy, walczyć ze złymi nawykami, szukać rozwiązań, a w rezultacie macie jeszcze większa dawkę frustracji, to trzeba zapytać o sens takiego związku. Warto się zastanowić, dlaczego latami w nim trwacie pogłębiając frustrację? Dlaczego narażacie się wzajemnie na dyskomfort życia w konflikcie lub kłamstwie i braku satysfakcji? Co decyduje o tym, że nie umiecie usiąść z partnerem, któremu deklarowaliście uczciwość i wierność, aby powiedzieć sobie prawdę o Was samych? Niczym nie ryzykujecie podejmując taką rozmowę, gdyż prawdopodobnie gorzej już być nie może. Jest natomiast szansa, że dostarczycie swojemu partnerowi informacji o nierealizowanych potrzebach, oczyścicie atmosferę i zaczniecie myśleć o wprowadzaniu zmian w Wasze życie. Może uda Wam się przełamać destrukcyjne bariery, wkroczyć w nową fazę związku, kolejną, lepszą od poprzedniej. A może po prostu odważnie powiecie sobie, co leży Wam na sercu. Zwolnicie się z przysięgi, która teraz stała się pętlą u szyi ciągnącą Wasz związek na dno… i zaczniecie nowe życie.
Warto to przemyśleć, zastanowić się, co tak naprawdę Was łączy, czy ta więź jest wystarczająco silna, aby coś zmieniać, czy to tylko przyzwyczajenie, wspólne finanse, a może dzieci???

Ta wiedza to już połowa sukcesu. Jeśli okaże się, że niewiele Was już łączy, że przedłużacie tylko stan agonii z lęku przed rozstaniem, to macie możliwość zrobienia kroku pośredniego. Tym krokiem może być separacja, która zweryfikuje ostatecznie stan Waszych uczuć i więzi Was łączące. Stanie się upragnioną wolnością, wyzwoleniem, które pozwoli Wam oddychać pełną piersią, albo, wręcz przeciwnie, uświadomi tęsknotę, pustkę, dając motywację do walki o związek. Jeśli poczujecie wolność, zrzucicie pęta toksycznego związku, to dacie sobie i partnerowi drugą szansę. Szkoda każdej szczęśliwej chwili, która jest przed Wami, szkoda czasu straconego na ból i udrękę…

Aby ułatwić Wam taką rozmowę, podam Wam szereg pytań, które są istotne na tym etapie Waszego życia. Będą to pytania porządkujące, diagnozujące, wyłaniające istotę konfliktu. Będą to pytania trudne, na które każdy z Was powinien (rzadko używam takiej formy, jednak teraz jest ona konieczna) odpowiedzieć indywidualnie, najlepiej pisząc odpowiedzi na kartce lub używając komputera. Kiedy będziecie gotowi (odpowiecie na wszystkie pytania), zacznijcie o tym dyskutować. Zróbcie założenie, że mówicie PRAWDĘ, wszystko co mówicie, mówicie z DOBRA INTENCJĄ, szanujecie wzajemnie swoje zdanie (każdy z Was MA PRAWO do swojej opinii, sądu, punktu widzenia…). Nadajcie tej rozmowie najwyższy priorytet z uwagi na „być albo nie być” Waszego związku. Zanim rozpoczniecie, nastawcie się na uważne słuchanie partnera i wiarę w to, co mówi. Pamiętajcie, że gdybyście byli zgodnym związkiem, to ta rozmowa nie byłaby potrzebna. Kiedy pojawi się konflikt (piszę o tym warunkowo, bo liczę na to, że potraficie uniknąć konfrontacji i będziecie się uważnie słuchać), przerwijcie na 15 min, aby się zdystansować (zróbcie kilka ćwiczeń fizycznych, weźcie klika głębokich oddechów przy otwartym oknie (długi wydech z pozycji stojącej aż do kucnięcia uspokaja). Mam nadzieję, że zmęczenie codziennością będzie motywatorem do odważnej rozmowy na temat sensu Waszego związku. Cały czas pamiętajcie, że celem tego spotkania jest podjęcie najlepszej z możliwych decyzji, co do Waszej przyszłości, a nie pogodzenie się. Zachowajcie tak daleko idący obiektywizm, jak to tylko jest możliwe.

Pytania podam za tydzień.

poniedziałek, 22 października 2012

Narodziny dziecka ratunkiem dla związku?

Najgorsza jest sytuacja, w której partnerzy nie mogą się dogadać, kłócą się, nie rozumieją swoich stanowisk, mają świadomość barier ich dzielących, uniemożliwiających funkcjonowanie w związku, a mimo to ciągle w nim trwają licząc na cud. Powodów niezgodności może być wiele począwszy od braku dopasowania seksualnego do znacznej różnicy charakterów lub z powodów wymienionych wcześniej. Z obawy przed samotnością czy z wygody, ze względu na rodziców, znajomych czy z powodów światopoglądowych nie podejmują decyzji o rozstaniu myśląc: jakoś to będzie.
Zdarza się, że pary decydują się na dziecko licząc na to, że będzie to panaceum na ich problemy. Wtedy, tak naprawdę nie rozwiązują problemów, a „uciekają” od ich rozwiązywania i serwują sobie kolejny OGROMNY problem, czyli dziecko, które ma przynieść ratunek. W rezultacie zaostrza istniejące konflikty i staje się ich ofiarą. Ponosi konsekwencje nieodpowiedzialnych decyzji, z gruntu skazanych na niepowodzenie. Zamiast panaceum, staje się dodatkowo stymulatorem konfliktów, gdyż wymaga wyrzeczeń i "komplikuje" życie. Taka sytuacja w rodzinie może negatywnie wpływać na jego wychowanie i późniejsze życie. Trudno bowiem sądzić, że wraz z narodzinami dziecka taka para, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, stanie się modelową, idealną, kochającą się rodziną. Zapewni dziecku tak ważną bazę, jaką jest poczucie bezpieczeństwa, miłość i bliskość. Trudno też założyć, że związek błyskawicznie dojrzeje do rodzicielstwa, aby świadomie wychowywać dziecko.

Jako matka chciałabym, aby pojawienie się dziecka było dla młodych ludzi wartością samą w sobie, czymś oczekiwanym, do czego rodzice przygotowują się mentalnie, emocjonalnie, finansowo i pod każdym względem koniecznym do bycia rodzicem. Już ciąża to okres, który kobieta powinna wspominać jako czas dojrzewania do wymagającej roli matki, w pełnej akceptacji tej roli i świadomości nowej tożsamości. Jeśli dziecko ma być "lekarstwem" na wszystkie problemy, to z całą pewnością jest to nieodpowiedzialna naiwność. Pozostanie to tylko myśleniem życzeniowym, a problemy powrócą ze zdwojoną siłą. Trwanie w związku dla tzw. dobra dziecka czy dzieci jest nieporozumieniem.

Do tego tematu na pewno jeszcze powrócę.


wtorek, 9 października 2012

Nieplanowana ciąża

Niejako kontynuując rozpoczęty w zeszłym tygodniu temat rozwodów, dzisiaj o nieplanowanej ciąży.

Duże ryzyko rozwodu widzę również w związkach, zawieranych przez niedojrzałych emocjonalnie partnerów, którzy decyzję o ślubie podjęli pod presją, wynikającą z nieplanowanej ciąży. 

Narodziny dziecka oznaczają w życiu związku ogromne zmiany. Zmuszają do przyjrzeniu się priorytetom, burzą stabilizację związku, zmieniają dotychczasowy tryb i stylu życia. Wymagają więc w dużym stopniu zmiany modelu funkcjonowania związku. Myślę o podziale obowiązków i współpracy, zmniejszenia dotychczasowej wygody, być może rezygnacji z wartości, jaką jest dla kobiety praca zawodowa, jeśli chce się całkowicie poświęcić wychowaniu dziecka. Kiedy ludzie decydują się na dziecko, muszą uczyć się myślenia w kategoriach empatii, rezygnacji z egoizmu, nastawienia na wyzwania dnia codziennego. Często pogarsza się też sytuacja finansowa takiej pary.

Zmieniona sytuacja rodzinna wymaga skupienia się na nowych priorytetach, świetnej organizacji pracy, współpracy w dzieleniu się obowiązkami, dużej tolerancji wobec siebie i szybkości reagowania wobec nowych nieprzewidzianych sytuacji. To czas wyzwań i weryfikacji związku pod każdym względem: siły uczucia, wzajemnej akceptacji, uszanowania wartości, tolerancji i świadomości, że tworzy się zupełnie nowa komórka społecznej, jaką jest rodzina.

To bardzo trudna psychologicznie sytuacja zwłaszcza dla ludzi, którzy są nie gotowi emocjonalnie do wychowywania dziecka. To może być prawdziwa „fabryka” konfliktów, spychanie obowiązków, niemożność przyzwyczajenia się do nowych warunków życia, szczególnie z perspektywy osób niedojrzałych do macierzyństwa i ojcostwa, którzy pojawienie się nowego członka rodziny traktują w kategoriach utraty dotychczasowego spokoju i beztroski.

Zastanówmy się więc, analizując powyższe kryteria, ile osób wchodzi w związek z taką dojrzałością i świadomością konsekwencji? Zaryzykuję tezę, że naprawdę niewiele, gdyż dla większości fakt zakochania się, zauroczenia partnerem jest warunkiem wystarczającym do decyzji o związku, małżeństwie i założeniu rodziny. Niestety brak świadomości konsekwencji tych decyzji i myślenie w kategorii: „jakoś to będzie” ostatecznie odbija się na nie będących niczemu winnych dzieciach i jest powodem rozstań. Macierzyństwo, to wyzwanie zarówno dla kobiety, która staje się matką, jak i mężczyzny. Od kobiety wymaga odnalezienia się emocjonalnego w nowej roli, powrotu do pełnej sprawności fizycznej i psychicznej po okresie ciąży i porodzie. To czas budowania nowej tożsamości – tożsamości matki. Ten proces wymaga wsparcia partnera, który przecież też przechodzi emocjonalną metamorfozę wyrastając z roli chłopca, a stając się mężczyzną w roli ojca odpowiedzialnego za rodzinę. Często sam poród jest dla mężczyzny tak traumatycznym wydarzeniem, że on sam potrzebuje wsparcia, a musi wspierać kobietę i swoje dopiero co narodzone dziecko. Na szczęście to w sumie bardzo naturalny proces możliwy do emocjonalnego ogarnięcia, jeśli towarzyszy mu dojrzałość partnerów, świadomość i akceptacja nowej społecznie sytuacji.

Jeśli ludzie oczekują dziecka, planują jego przyjście na świat, przygotowują się mentalnie i emocjonalnie do tego ważnego i trudnego w realizacji wydarzenia, to percepcja ich statusu wygląda kompletnie inaczej. Wtedy dochodzi do spełniania się w oczekiwanej, przemyślanej roli życiowej, a zmieniające się priorytety są upragnione. Zmiana życia następuje z pełną akceptacją obu stron, świadomych konsekwencji tych decyzji.

poniedziałek, 10 września 2012

Dotykajcie się

Dzisiaj przedstawię swój komentarz do szóstego sekretu udanego małżeństwa wg Elizabeth i Charlesa Schmitz (Building a love that lasts): Dotykajcie się tak często, jak to jest możliwe.

Częste dotykanie się jest demonstracją uczuć, potrzeb seksualnych i akceptacji, a nawet afirmacją cielesności. Dotykanie się zgodne z własnymi emocjami i potrzebą bycia blisko jest sprawianiem sobie przyjemności i dawaniem jej partnerowi. Jest mową ciała, która nie kłamie, i budowaniem lub wzmacnianiem więzi. Pogłębia poczucie bliskości, jeśli jest bez świadków, i jest demonstracją uczuć, gdy jesteśmy wśród ludzi. Zdajemy sobie sprawę z różnic kulturowych jednak w naszej nie ma tak licznych barier, jeśli nie przekroczymy tej jednej – dobrego smaku.

Bliskość cielesna tworzy poczucie bezpieczeństwa. Wyraża otwartość i odwagę bycia w zgodzie ze sobą, jeśli jest zgodna z naszymi wewnętrznymi potrzebami. Nie pozwólcie więc, aby wstyd, pruderia czy normy innych ludzi zabierały Wam przyjemność bycia sobą i prawdę w jej okazywaniu. Ta autentyczność zachowania zaowocuje również w innych obszarach Waszego życia i relacji. Przesiąkniecie zasadami bycia w zgodzie ze sobą i prawdą, która jest warunkiem udanego związku. To prawdziwa wartość i głęboka potrzeba każdego człowieka  –  potrzeba kochania i bycia kochanym, choć czasem próbujemy ją zepchnąć do podświadomości udając, że jesteśmy "twardzielami". Zaryzykujcie więc bycie blisko nie tylko w sferze uczuć, lecz demonstrujcie uczucia poprzez dotyk. To informacja dla partnera, że o nim myślicie i niemy komunikat: Kocham Cię.

Sprawdźcie, jak się będziecie czuli w tym autentyźmie nie patrząc na oceny innych. Oczywiście możecie również nazywać to, co do siebie czujecie. My to robimy od 13 lat i cały czas te słowa i gesty mają tę samą wartość, nie dewaluują się.

wtorek, 4 września 2012

Prowadźcie wspólny budżet

Dzisiaj przedstawię swój komentarz do piątego sekretu udanego małżeństwa wg Elizabeth i Charlesa Schmitz (Building a love that lasts): Prowadźcie wspólny budżet.

O ho ho – kontrowersyjna propozycja.
Przez lata pracy w charakterze psychologa czy terapeuty, albo po prostu obserwując ludzi w ich codziennych zmaganiach spotkałam kilka modeli dotyczących finansów w związku.
W naszym związku wybraliśmy opcję transparentności w kwestii finansów, chociaż potrzebowaliśmy czasu, żeby do tego modelu dojrzeć. Jest to wielowątkowa kwestia. Przede wszystkim finanse to bardzo ważny, ale przede wszystkim trudny obszar w związku, powiedziałabym nawet, że kluczowy. Jeżeli ludzie potrafią się porozumieć w tej kwestii, jest nadzieja, że dogadają się w innych obszarach.

Samozwańczy lider
Czasem mężczyzna sam przejmuje odpowiedzialność za finanse, traktując kobietę, jak osobę niepełnosprawną umysłowo? To znakomity powód do konfliktów, nawet w sytuacji, gdy kobieta w pełni akceptuje taką rolę. Czy możliwe jest bowiem całkowite podporządkowanie się decyzjom partnera? Co w sytuacji, kiedy mężczyzna raz za razem podejmuje niekorzystne dla związku decyzje? Co wtedy z tą pełną akceptacją?
Jeśli decyzje podejmuje jedna osoba, to zawsze robi to przez pryzmat własnych potrzeb i indywidualnego rozumienia świata. Mimo najlepszych intencji realizuje własne cele, bardziej lub mniej świadomie.

Unikanie podejmowania decyzji
Zaobserwowałam też model, w którym obie strony unikają podejmowania decyzji. Życie toczy się i jakoś to jest. Taki stan trwa do momentu, kiedy wydarzy się coś ewidentnie złego dla związku. Może to być przeoczenie jakiejś korzystnej operacji finansowej, która pozwoliłaby poprawić jakość życia, spłacić długi itp. Wtedy pojawia się czarna strona unikania, a mianowicie wzajemne obwinianie się. W takiej sytuacji albo żona zarzuca mężowi brak decyzyjności, albo mąż żonie brak wsparcia. Sprawa jest trudna, nie ma winnych, albo wprost przeciwnie – wszyscy są winni… Nastrój wzajemnej złości partnerów może przenosić się na inne sfery ich życia, wywołując narastającą niechęć.
Pary często unikają tematu podejmowania decyzji finansowych, bo finanse stają się źródłem konfliktu. Tymczasem wspólne podejmowanie decyzji finansowych to budowanie partnerstwa w związku, słuchanie argumentacji, szukanie rozwiązań w sytuacjach trudnych. To rozłożenie odpowiedzialność za dobre lub złe przedsięwzięcia. Znika kwestia szukania winnego za ewentualne porażki. To oczywiście odpowiedzialność za związek i czasem jego dalsze funkcjonowanie.

Samiec alfa
Może też być tak, że kobieta świadomie oddaje to pole mężowi (lub odwrotnie), gdyż nie czuje się fachowcem w kwestiach finansowych. Kiedy jednak skutki decyzji nie są po jej myśli, chętnie wytyka mężowi błędy, bo łatwiej się mądrzyć po fakcie, niż szukać rozwiązań.
Jednak bez względu na to, czy partnerzy znają się na finansach, czy nie, decyzje w tej materii trzeba podejmować, a to wiąże się ze zdefiniowaniem własnych potrzeb. Tu wspólne działanie jest pożądane, a nawet konieczne, bo skutki jednostronnych decyzji mogą być opłakane.

Udawanie, że decyzje są wspólne
Czasem małżonkowie lub partnerzy twierdzą, że wspólnie podejmują decyzje, ale kiedy dochodzi do podjęcia decyzji żona (lub mąż) mówi: Mam do ciebie zaufanie, co myślisz na ten temat …. No dobrze, to zróbmy tak jak uważasz. Znowu jest to model ryzykowny, bo sprawdza się tylko w sytuacjach trafnych decyzji. Jeśli nawet taka sytuacja nie kończy się konfliktem czy kłótnią w razie porażki, to wcale nie znaczy, że partner, który nie wziął na siebie jej ciężaru, nie ma pretensji. Czasem są to nieartykułowane pretensje, gromadzone przez lata omawiane w gabinecie terapeuty lub podczas przyjacielskich spotkań: Moja żona to nigdy…., Mój mąż nie potrafi nawet… Co to oznacza? Konflikt, tylko nieujawniony, nienazwany, skrywany latami, często kończący się rozwodem po wybuchu zbierającego się przez lata wulkanu niezadowolenia.

Każdy sobie, rzepkę skrobie
Spotykam też model, w którym każde z partnerów czy małżonków ma własny budżet i samodzielnie nim zarządza. Nie ma więc obwiniania się za niewłaściwe decyzje, bo każdy sam jest za nie odpowiedzialny. Każde z partnerów ma swoje wydatki, a w kwestiach wspólnych przedsięwzięć ustalana jest „zrzuta”. Nie wiem, co łączy tych ludzi, jeśli mają własne konta, własne tajemnice, inwestują pieniądze w różne przedsięwzięcia? Jak to wpływa na ich związek? Czy są dobrze działającym układem? Czy czują się parą? Kto z nich finansuje na przykład edukację wspólnych dzieci? Czy dzieci też są dzielone pomiędzy partnerów? To żart, ale pojawia się wiele znaków zapytania, na które nie potrafię odpowiedzieć. Na przykład, czy są szczęśliwi mając własne światy, do których nie dopuszczają partnerów? Czemu ma służyć ten podział? Czy łatwiej im tak żyć obok siebie, a nie razem? Czy są papierowym związkiem dwojga ludzi mieszkających pod wspólnym dachem?
Może ktoś żyjący w takim modelu zechce się wypowiedzieć?

Transparentność i partnerstwo w podejmowaniu decyzji
Wspólny budżet to akceptacja dla wspólnych celów życiowych, które finanse wyznaczają. Kłótnia o to, ile pieniędzy poświęcić na wakacje, a ile włożyć w dom, może być powodem do rozwodu. Łatwiej więc po prostu jej unikać albo decyzją obciążyć partnera: będzie na kogo narzekać… Wiele małżeństw ustala, kto podejmuje decyzje finansowe, ale proszę mi wierzyć, że to działa dobrze tylko w sytuacji dobrych decyzji. Wtedy może być nawet powodem do dumy drugiego partnera. Ale co w sytuacji decyzji nietrafionych? Trudno założyć, że partner podejmujący decyzje podejmie wyłącznie te właściwe, to niewykonalne. Więc zakładam, że taka sytuacja może być źródłem konfliktu.

Dużo bardziej dojrzałym modelem jest partycypacja w procesie podejmowania decyzji obu partnerów wsparta świadomością odpowiedzialności za te decyzje, zwłaszcza te nietrafione. My doszliśmy do takich wniosków, kiedy decyzji już nie dało się odraczać. Dlatego realizowaliśmy model partnerski zarówno pod względem decyzji, jak i jej skutków. Jak pisałam wcześniej, wspólne decyzje to, to wspólna odpowiedzialność. Łatwiej je razem podejmować i mieć świadomość, że zarówno za sukces, jak i porażkę jesteśmy współodpowiedzialni. Lepiej więc mieć możliwość dogłębnej analizy różnych aspektów i różnych perspektyw, wykorzystując zasoby obu partnerów, niż narażać się na wzajemne rozliczanie. To burzy związek, konfliktuje partnerów i oddala ich od siebie.

Potraktujmy więc budżet i finanse w ogóle jako swoiste wyzwanie stojące przed każdym związkiem, bez względu na to czy jest zalegalizowany, czy nie. To wymiar kreujący związek, gdyż definiuje potrzeby, poziom życia, ustala priorytety. Jeśli partnerzy są gotowi dyskutować do skutku, przekonywać się wzajemnie i wspólnie wypracować decyzje, to jest to znakomity test jakości ich związku. To umiejętność, która eliminuje wzajemne obwinianie, krytykę i ocenę. To wartość, która przyczynia się do porozumienia na głębszym poziomie jednocząc ludzi i dając im satysfakcję, że potrafili się dogadać. To jest to szczęśliwy związek, który cieszy się sukcesem i rozważa zmianę w sytuacji porażki.

Sukces ma wielu ojców, a porażka jest zawsze sierotą. Mając to uwadze warto dążyć do współpracy w tych trudnych obszarach funkcjonowania związku. My niejednokrotnie staczaliśmy wielogodzinne „batalie” przekonując się o własnych racjach. Zdarzało się, że dzień był za krótki na rozstrzygnięcie problemów dotyczących zwłaszcza finansów dotyczących naszych dzieci. Jednak smak kompromisu lub pojednania to ogromna satysfakcja, to bezcenne doświadczenie budujące siłę związku

Bez względu na to, czy partnerzy znają się na finansach, czy nie, decyzje finansowe muszą być podejmowane, nawet te odroczone. Wiąże się to z określeniem własnych i wspólnych potrzeb. Dlatego – moim zdaniem – wspólne działanie jest konieczne, jeśli mają to być wspólne cele życiowe dwojga kochających się osób.

Jestem bardzo ciekawa Waszych komentarzy.