Dzisiaj przedstawię swój komentarz do pierwszego sekretu
udanego małżeństwa wg Elizabeth i Charlesa Schmitz (Building a love that
lasts): Myślcie o sobie w kategoriach MY.
Myślenie w kategoriach MY to myślenie o związku jako całości,
jako systemie pozbawionym rywalizacji i egoizmu. To budowanie tożsamości
związku, w którym obowiązuje zasada partnerstwa, zaufania i
współodpowiedzialności.
W takim związku nie ma znaczenia, kto więcej zarabia lub kto ma
większe sukcesy zawodowe, bo przecież na tę sytuację pracujecie razem,
podejmując wspólne decyzje. Będąc w takim partnerskim związku nie boimy się ośmieszenia w
oczach partnera, bo przecież, jeśli się kochamy, to akceptujemy również swoje
słabostki. Nie grozi nam także publiczne ośmieszanie nas przez partnera, bo
byłoby to “autoośmieszenie”.
Jak z tego wynika jesteśmy zwolennikami partnerstwa w związku,
gdyż pozwala to na spełnienie się obojga ludzi lub świadomym podejmowaniu
decyzji o jego kształcie. Możecie wyznaczyć sobie określone role na jakiś czas,
aby potem zmienić ten model, kiedy uznacie za stosowne…. Możecie na przykład
podjąć wspólnie decyzję, że mąż zajmuje się dzieckiem, a żona idzie do pracy, bo
lepiej zarabia albo z jakiegoś innego powody równie ważnego.
Ale czy oznacza to, że w związku przestajemy być sobą, że
gubimy swoją tożsamość, własne przekonania, wartości, czyli to wszystko, co
składa się na naszą osobowość? Czy wtedy ograniczamy swój indywidualizm? Nic
bardziej mylącego. Osoby kreujące związek wnoszą całe bogactwo własnych
wartości, sposobu myślenia i odmienności związanej z byciem sobą. Na szczęście
ludzie różnią się od siebie i to wzbogaca ich życie. Daje im szanse na
postrzeganie świata z różnych punktów widzenia, co może uchronić ich od
popełniania błędów życiowych.
A konkretnie to, co różni ludzi, to sposób, w jaki zbierają i
porządkują odbierane przez mózg informacje i bodźce ze świata zewnętrznego (tzw.
metaprogramy). Ta odmienność może pracować przeciwko nam, kiedy nie mamy
świadomości, skąd się bierze. To ogromna wiedza, którą warto posiąść, aby
kształtować związek w oparciu o świadomość swojej różnorodności wzbogacając jego
potencjał i zasoby. Za przykład może nam posłużyć, choćby to, jak robimy zakupy.
Jedna osoba ma procedurę kupowania. Idzie do sklepu i wybiera potrzebną rzecz
według określonych wcześniej kryteriów: marka, jakość, rozmiar… Inna osoba
potrzebuje pospacerować i obejrzeć wiele tego samego rodzaju rzeczy, aby z tych
opcji wybrać jedną, jej zdaniem najlepszą. Zdarzyło Wam się kupować coś razem ze
swoim partnerem i widzieć jego zniecierpliwienie, że wchodzimy do kolejnego
sklepu po tę sama rzecz. On dokonałby zakupu w pierwszym, maksimum drugim, jeśli
nie byłoby towaru zgodnego z jego kryteriami. Ja ze swoim mężem właśnie różnimy
się w tym zakresie. Kiedy idziemy do sklepu razem bardzo zależy mi na tym, aby
on obejrzał mnie na przykład w sukience, którą chcę kupić. Jednak ja potrzebuję
„pobuszować” po kilku, a często kilkunastu sklepach, a on kupuje w pierwszym.
Kiedy wchodzi ze mną do drugiego sklepu widzę jego błagalne
spojrzenie: Wybierz już, proszę, a po chwili słyszę komunikat: Boli
mnie głowa, jestem zmęczony, bardzo głodny albo coś jeszcze bardziej
– dla
mnie
– absurdalnego (poczułem ból głowy, już gdy to
czytałem… – dopisek Andrzeja). Przecież ja w sklepie nie czuje głodu,
bólu czy zmęczenia. Po prostu chcę coś kupić. Dlatego wiedząc, co mnie spotka,
sadzam męża w najbliższej kawiarence lub barze. On zamawia kawę lub jedzenie,
otwiera komputer… i wtedy mam czas oraz zagwarantowaną jego obecność, gdy
dokonam już wyboru. Wtedy pomaga mi podjąć ostateczną decyzję, robiąc za moje
„krytyczne lustro”. Jego aktywność trwa chwilę i oboje jesteśmy zadowoleni. W
przeciwnym razie wymówki pod tytułem: Ty zawsze… i niezadowolenie.
(Kiedyś w jakiejś galerii poszedłem do kina, by dać Monice
czas za zakupy. Gdy spotkaliśmy się po przeszło dwugodzinnym seansie, zapytała, dlaczego wybrałem tak krótki film… – dopisek Andrzeja).
Wiedza, że ludzie mogą robić zakupy w różny sposób, to
informacja, że ludzie w różny sposób podejmują decyzję. (I wcale nie jest
prawdą, że w przeciwieństwie do mężczyzn wszystkie kobiety lubią zakupy).
Akceptacja takiego stanu rzeczy to krok do współpracy i zgody. Niewiedza, czy
brak świadomości, że nie jest to ich zła wola czy brak umiejętności podejmowania
decyzji często generuje konflikt. W poważnych sprawach dotyczących na przykład
finansów może to być źródłem poważnych problemów, a nawet rozwodu. Znaczy to, że
tych dwoje ludzi mogłoby się dogadać, gdyby mieli wiedzę o sobie w związku. To
samo dotyczy seksu, wychowania dzieci, wyboru wakacji czy innych ważnych spraw w
życiu rodziny. Taka wiedza jest kluczem do stabilności związku i myślenia w
kategoriach MY przy całej różnorodności i bogactwie jego zasobów. Trzeba
akceptować i rozumieć swoją różnorodność i dążyć do synergii.
Podałam przykład o meteorogramie: opcje-procedury. Jest ich
oczywiście dużo więcej, a więc potencjalnych źródeł konfliktu w naszym
codziennym życiu – niestety też. I tu mam dobrą wiadomość: tego można się nauczyć.
Dlatego zachęcam Was do zadawania pytań dotyczących
odrębności w związku i jak je rozumieć.
Zeby zacząć myśleć w kategoriach MY trzeba najpierw nauczyć się akceptować JA:) czyż nie? a czy to nie jest najtrudniejsze po prostu się polubić bez kompleksów z określoną dawką pewności siebie? Czy nie dopiero wtedy łatwiej jest nauczyć się myśleć MY?
OdpowiedzUsuńKasia
Akceptacja JA może przyjść również przez wsparcie w związku.
OdpowiedzUsuńPamiętam, jak MOJA KOCHANA (MM)powiedziała mi kiedyś, w trudnej dla mnie sytuacji: WIERZĘ W CIEBIE! JESTEŚ MOIM BOHATEREM, JESTEŚ WOJOWNIKIEM!
Tych kilka słów dało mi energię..
Takie wsparcie też, moim zdaniem, jest potrzebne.
Tylko trzeba sobie na nie również pozwolić, bo podważanie go może spowodować wiele szkód..
Uważam, że związek to ZAWSZE "MY". Mocno zaakceptowane "ja" może odrzucić wsparcie - np. "poradzę sobie bez Ciebie!", a wtedy zaczyna się podział..
najpierw chce powiedziec, ze trafilam fejsbuka i to w idealnym momencie i bardzo bardzo sie ciesze :D
OdpowiedzUsuńa teraz komentarz do notki: wszystko pieknie, ale co z przegieciem w druga strone? MY moze poleac na calkowitym dostosowaniu sie jednego z partnerow do zainteresowan i pogladow drugiego, takie "zlanie sie"-mi tak wlasnie sie "MY" kojarzy i az sie wzdryngnelam jak przeczytalam tytul notki...a potem notka, z ktora sie zgadzam w 100% :D trzeba bedzie sobie to "MY" odczarowac :D (a tak swoja droga, to wlasnie takie "zindywidualizowane" [powiedz to szybko ;)] "MY" wymaga ogromnej dojrzalosci partnerow...