poniedziałek, 24 września 2012

Ponad 40 lat razem

Matthew Boggs wraz ze swoim przyjacielem Jasonem Millerem podczas podróży po Stanach Zjednoczonych spotkali się z blisko setką par ze stażem małżeńskim 40 lat i więcej http://projecteverlasting.com/. W wywiadzie dla TODAYshow.com sformułowali na tej podstawie 7 reguł długiego i szczęśliwego związku

1. Rozwód? Nigdy. Morderstwo? Często
Pary, z którymi rozmawiali, określane przez nich jako Mistrzowie Małżeństwa (Marriage Masters – MM), podkreślały, że „rozwód nigdy nie był opcją”. Należy przez to rozumieć, że nawet podczas okresów nieporozumień, które przecież musiały się zdarzyć, traktowali swój związek jako ZOBOWIĄZANIE, czyli szukali sposobów naprawy sytuacji, całkowicie eliminując myślenie o sposobach „wyjścia” ze związku. Dzięki podążaniu wyłącznie w tym jednym kierunku łatwo docierali do celu.

2. Nie ma czegoś takiego jak perfekcyjne małżeństwo; są fantastyczne chwile
Zdaniem MM podczas długoletniego współżycia dwóch osób, nie ma możliwości uniknięcia wzajemnie irytujących zachowań – jesteśmy przecież różnymi osobami ze swoimi nawykami, przyzwyczajeniami, wadami… Kluczem do udanego bycia razem jest AKCEPTACJA. Jak zauważył jeden z rozmówców: Musi być docieranie się. Bez tarcia nie ma ciepła. Nikt nie twierdzi , że wyrozumiałość, tolerancja i wspomniana już wzajemna akceptacja przez te wszystkie lata przychodzi łatwo. Ale to, co się dostaje w zamian, jest tego warte…

3. Opróżniaj worek
MM zachęcają do wyrażania swoich emocji. Twierdzą, że ich tłumienie z każdym dniem coraz bardziej ciąży niczym worek ziemniaków na plecach.

4. Nie przestawajcie flirtować
MM uważają, że bez względu na to, gdzie para w danym momencie przebywa, powinna podtrzymywać żar miłości.

5. LOVE to czteroliterowe słowo podobnie jak GIVE
Pary, które przeżyły ze sobą wiele dziesięcioleci, twierdzą, że zawdzięczają to w większym stopniu dawaniu niż braniu; a także zastąpieniu JA przez MY.

6. Nie przegapiajcie tych chwil
Jeżeli człowiek żyje przeciętnie 77 lat, to oznacza, że przeżyje: 77 wiosen, lat, jesieni i zim, 77 Wigilii, 77 Sylwestrów i Nowych Roków… TYLKO.
MM przypominają nam, że przygoda nazywamy życiem mija w mgnieniu oka; rozkoszuj się obecnością Ukochanej Osoby, dopóki ON lub ONA wciąż tu jest.

7. Wzajemny szacunek
Możesz mieć szacunek bez miłości, ale nie może być miłości bez szacunku stwierdził jeden z rozmówców.

poniedziałek, 17 września 2012

Spędzajcie ze sobą jak najwięcej czasu

Dzisiaj przedstawię swój komentarz do siódmego sekretu udanego małżeństwa wg Elizabeth i Charlesa Schmitz (Building a love that lasts): Spędzajcie ze sobą jak najwięcej czasu.

Zacznijmy od swoistego testu. Jeśli jesteś w stanie spędzać ze swoim mężem, partnerem, czy kochankiem całe dnie, nie tylko podczas urlopu, nie nudzisz się nim i nie konfliktujesz się z byle powodu, patrzysz na swojego partnera jak na przyjaciela, przez pryzmat jego zalet, to dobry sygnał dla związku. Jeśli tęsknisz za nim, kiedy się rozstajecie, czujesz pustkę, bo nie możesz dzielić się z nim codziennością, to kolejny pozytywny sygnał. Kiedy chcesz z nim przeżywać ważne dla Ciebie sprawy, dzielić się radością, smutkiem i bólem - to sygnał, że dokonałeś właściwego wyboru. KIEDY UMIESZ POKŁÓCIĆ SIĘ z partnerem i od razu TĘSKNISZ ZA POJEDNANIEM, TO ZNACZY, ŻE WASZ ZWIĄZEK JEST WARTOŚCIĄ SAMĄ W SOBIE. ALE KIEDY POTRAFISZ ZDYSTANSOWAĆ SIĘ WOBEC WŁASNEJ RODZINY i obiektywnie patrzeć na błędy swoich bliskich, być bezstronnym obserwatorem, chociaż więzy rodzinne zmuszają Cię do solidarności - to oznacza, że wzniosłeś się na wyżyny obiektywizmu, gdyż Twój partner naprawdę na to zasługuje.

Tak było w naszym przypadku i uważamy to za swój ogromny sukces. Mieliśmy silny konflikt dotyczący potrzeby chronienia swoich dzieci z poprzednich związków. Bardzo bolało nas to, że nie potrafimy oddzielić uczuć wobec dzieci, od uczuć dotyczących nas samych. Zmagaliśmy się ze sobą, bo nie potrafiliśmy rozstrzygnąć, które uczucia są ważniejsze. Baliśmy się skrzywdzić nasze dzieci, dając sobie prawo do miłości, której one nie akceptowały. Wspólnie uczyliśmy się obiektywnie patrzeć na rywalizację, jaką wyzwala walka o dziecko wobec walki o partnera. Jednak nie poddawaliśmy się, nieustannie szukaliśmy rozwiązań. W żadnym wypadku nie rozważaliśmy rozstania, mimo że serce pękało z bólu, bo dzieci inaczej rozumiały nasze uczucia. W rezultacie wygraliśmy ten pojedynek serca i jeszcze bardziej zacieśniliśmy więzi między sobą.

Drugim testem była tragiczna sytuacja finansowa, w której znaleźliśmy się niedługo po wspólnym zamieszkaniu. Mogliśmy skończyć ten związek po miesiącu… Wystarczyło poddać się typowym, ludzkim reakcjom, takim jak ocena czy krytyka, ulec słabościom i wzajemnym wyrzutom. Ufaliśmy sobie, wierzyliśmy, że każde z nas działa z dobrą intencją i najlepiej jak potrafi stara się rozwiązać problem. Po prostu szukaliśmy sposobów na przetrwanie i tuliliśmy się do siebie coraz bardziej oczekując wzajemnego wsparcia. To był czad, jedność, bliskość, kreacja.

Przez wszystkie te lata jesteśmy ze sobą praktycznie 24 godziny na dobę. Śmiejemy się czasami, że w ciągu tych ponad 12 lat byliśmy razem dłużej niż niektóre pary z 50-letnim stażem. Czy też byście tak chcieli?

poniedziałek, 10 września 2012

Dotykajcie się

Dzisiaj przedstawię swój komentarz do szóstego sekretu udanego małżeństwa wg Elizabeth i Charlesa Schmitz (Building a love that lasts): Dotykajcie się tak często, jak to jest możliwe.

Częste dotykanie się jest demonstracją uczuć, potrzeb seksualnych i akceptacji, a nawet afirmacją cielesności. Dotykanie się zgodne z własnymi emocjami i potrzebą bycia blisko jest sprawianiem sobie przyjemności i dawaniem jej partnerowi. Jest mową ciała, która nie kłamie, i budowaniem lub wzmacnianiem więzi. Pogłębia poczucie bliskości, jeśli jest bez świadków, i jest demonstracją uczuć, gdy jesteśmy wśród ludzi. Zdajemy sobie sprawę z różnic kulturowych jednak w naszej nie ma tak licznych barier, jeśli nie przekroczymy tej jednej – dobrego smaku.

Bliskość cielesna tworzy poczucie bezpieczeństwa. Wyraża otwartość i odwagę bycia w zgodzie ze sobą, jeśli jest zgodna z naszymi wewnętrznymi potrzebami. Nie pozwólcie więc, aby wstyd, pruderia czy normy innych ludzi zabierały Wam przyjemność bycia sobą i prawdę w jej okazywaniu. Ta autentyczność zachowania zaowocuje również w innych obszarach Waszego życia i relacji. Przesiąkniecie zasadami bycia w zgodzie ze sobą i prawdą, która jest warunkiem udanego związku. To prawdziwa wartość i głęboka potrzeba każdego człowieka  –  potrzeba kochania i bycia kochanym, choć czasem próbujemy ją zepchnąć do podświadomości udając, że jesteśmy "twardzielami". Zaryzykujcie więc bycie blisko nie tylko w sferze uczuć, lecz demonstrujcie uczucia poprzez dotyk. To informacja dla partnera, że o nim myślicie i niemy komunikat: Kocham Cię.

Sprawdźcie, jak się będziecie czuli w tym autentyźmie nie patrząc na oceny innych. Oczywiście możecie również nazywać to, co do siebie czujecie. My to robimy od 13 lat i cały czas te słowa i gesty mają tę samą wartość, nie dewaluują się.

wtorek, 4 września 2012

Prowadźcie wspólny budżet

Dzisiaj przedstawię swój komentarz do piątego sekretu udanego małżeństwa wg Elizabeth i Charlesa Schmitz (Building a love that lasts): Prowadźcie wspólny budżet.

O ho ho – kontrowersyjna propozycja.
Przez lata pracy w charakterze psychologa czy terapeuty, albo po prostu obserwując ludzi w ich codziennych zmaganiach spotkałam kilka modeli dotyczących finansów w związku.
W naszym związku wybraliśmy opcję transparentności w kwestii finansów, chociaż potrzebowaliśmy czasu, żeby do tego modelu dojrzeć. Jest to wielowątkowa kwestia. Przede wszystkim finanse to bardzo ważny, ale przede wszystkim trudny obszar w związku, powiedziałabym nawet, że kluczowy. Jeżeli ludzie potrafią się porozumieć w tej kwestii, jest nadzieja, że dogadają się w innych obszarach.

Samozwańczy lider
Czasem mężczyzna sam przejmuje odpowiedzialność za finanse, traktując kobietę, jak osobę niepełnosprawną umysłowo? To znakomity powód do konfliktów, nawet w sytuacji, gdy kobieta w pełni akceptuje taką rolę. Czy możliwe jest bowiem całkowite podporządkowanie się decyzjom partnera? Co w sytuacji, kiedy mężczyzna raz za razem podejmuje niekorzystne dla związku decyzje? Co wtedy z tą pełną akceptacją?
Jeśli decyzje podejmuje jedna osoba, to zawsze robi to przez pryzmat własnych potrzeb i indywidualnego rozumienia świata. Mimo najlepszych intencji realizuje własne cele, bardziej lub mniej świadomie.

Unikanie podejmowania decyzji
Zaobserwowałam też model, w którym obie strony unikają podejmowania decyzji. Życie toczy się i jakoś to jest. Taki stan trwa do momentu, kiedy wydarzy się coś ewidentnie złego dla związku. Może to być przeoczenie jakiejś korzystnej operacji finansowej, która pozwoliłaby poprawić jakość życia, spłacić długi itp. Wtedy pojawia się czarna strona unikania, a mianowicie wzajemne obwinianie się. W takiej sytuacji albo żona zarzuca mężowi brak decyzyjności, albo mąż żonie brak wsparcia. Sprawa jest trudna, nie ma winnych, albo wprost przeciwnie – wszyscy są winni… Nastrój wzajemnej złości partnerów może przenosić się na inne sfery ich życia, wywołując narastającą niechęć.
Pary często unikają tematu podejmowania decyzji finansowych, bo finanse stają się źródłem konfliktu. Tymczasem wspólne podejmowanie decyzji finansowych to budowanie partnerstwa w związku, słuchanie argumentacji, szukanie rozwiązań w sytuacjach trudnych. To rozłożenie odpowiedzialność za dobre lub złe przedsięwzięcia. Znika kwestia szukania winnego za ewentualne porażki. To oczywiście odpowiedzialność za związek i czasem jego dalsze funkcjonowanie.

Samiec alfa
Może też być tak, że kobieta świadomie oddaje to pole mężowi (lub odwrotnie), gdyż nie czuje się fachowcem w kwestiach finansowych. Kiedy jednak skutki decyzji nie są po jej myśli, chętnie wytyka mężowi błędy, bo łatwiej się mądrzyć po fakcie, niż szukać rozwiązań.
Jednak bez względu na to, czy partnerzy znają się na finansach, czy nie, decyzje w tej materii trzeba podejmować, a to wiąże się ze zdefiniowaniem własnych potrzeb. Tu wspólne działanie jest pożądane, a nawet konieczne, bo skutki jednostronnych decyzji mogą być opłakane.

Udawanie, że decyzje są wspólne
Czasem małżonkowie lub partnerzy twierdzą, że wspólnie podejmują decyzje, ale kiedy dochodzi do podjęcia decyzji żona (lub mąż) mówi: Mam do ciebie zaufanie, co myślisz na ten temat …. No dobrze, to zróbmy tak jak uważasz. Znowu jest to model ryzykowny, bo sprawdza się tylko w sytuacjach trafnych decyzji. Jeśli nawet taka sytuacja nie kończy się konfliktem czy kłótnią w razie porażki, to wcale nie znaczy, że partner, który nie wziął na siebie jej ciężaru, nie ma pretensji. Czasem są to nieartykułowane pretensje, gromadzone przez lata omawiane w gabinecie terapeuty lub podczas przyjacielskich spotkań: Moja żona to nigdy…., Mój mąż nie potrafi nawet… Co to oznacza? Konflikt, tylko nieujawniony, nienazwany, skrywany latami, często kończący się rozwodem po wybuchu zbierającego się przez lata wulkanu niezadowolenia.

Każdy sobie, rzepkę skrobie
Spotykam też model, w którym każde z partnerów czy małżonków ma własny budżet i samodzielnie nim zarządza. Nie ma więc obwiniania się za niewłaściwe decyzje, bo każdy sam jest za nie odpowiedzialny. Każde z partnerów ma swoje wydatki, a w kwestiach wspólnych przedsięwzięć ustalana jest „zrzuta”. Nie wiem, co łączy tych ludzi, jeśli mają własne konta, własne tajemnice, inwestują pieniądze w różne przedsięwzięcia? Jak to wpływa na ich związek? Czy są dobrze działającym układem? Czy czują się parą? Kto z nich finansuje na przykład edukację wspólnych dzieci? Czy dzieci też są dzielone pomiędzy partnerów? To żart, ale pojawia się wiele znaków zapytania, na które nie potrafię odpowiedzieć. Na przykład, czy są szczęśliwi mając własne światy, do których nie dopuszczają partnerów? Czemu ma służyć ten podział? Czy łatwiej im tak żyć obok siebie, a nie razem? Czy są papierowym związkiem dwojga ludzi mieszkających pod wspólnym dachem?
Może ktoś żyjący w takim modelu zechce się wypowiedzieć?

Transparentność i partnerstwo w podejmowaniu decyzji
Wspólny budżet to akceptacja dla wspólnych celów życiowych, które finanse wyznaczają. Kłótnia o to, ile pieniędzy poświęcić na wakacje, a ile włożyć w dom, może być powodem do rozwodu. Łatwiej więc po prostu jej unikać albo decyzją obciążyć partnera: będzie na kogo narzekać… Wiele małżeństw ustala, kto podejmuje decyzje finansowe, ale proszę mi wierzyć, że to działa dobrze tylko w sytuacji dobrych decyzji. Wtedy może być nawet powodem do dumy drugiego partnera. Ale co w sytuacji decyzji nietrafionych? Trudno założyć, że partner podejmujący decyzje podejmie wyłącznie te właściwe, to niewykonalne. Więc zakładam, że taka sytuacja może być źródłem konfliktu.

Dużo bardziej dojrzałym modelem jest partycypacja w procesie podejmowania decyzji obu partnerów wsparta świadomością odpowiedzialności za te decyzje, zwłaszcza te nietrafione. My doszliśmy do takich wniosków, kiedy decyzji już nie dało się odraczać. Dlatego realizowaliśmy model partnerski zarówno pod względem decyzji, jak i jej skutków. Jak pisałam wcześniej, wspólne decyzje to, to wspólna odpowiedzialność. Łatwiej je razem podejmować i mieć świadomość, że zarówno za sukces, jak i porażkę jesteśmy współodpowiedzialni. Lepiej więc mieć możliwość dogłębnej analizy różnych aspektów i różnych perspektyw, wykorzystując zasoby obu partnerów, niż narażać się na wzajemne rozliczanie. To burzy związek, konfliktuje partnerów i oddala ich od siebie.

Potraktujmy więc budżet i finanse w ogóle jako swoiste wyzwanie stojące przed każdym związkiem, bez względu na to czy jest zalegalizowany, czy nie. To wymiar kreujący związek, gdyż definiuje potrzeby, poziom życia, ustala priorytety. Jeśli partnerzy są gotowi dyskutować do skutku, przekonywać się wzajemnie i wspólnie wypracować decyzje, to jest to znakomity test jakości ich związku. To umiejętność, która eliminuje wzajemne obwinianie, krytykę i ocenę. To wartość, która przyczynia się do porozumienia na głębszym poziomie jednocząc ludzi i dając im satysfakcję, że potrafili się dogadać. To jest to szczęśliwy związek, który cieszy się sukcesem i rozważa zmianę w sytuacji porażki.

Sukces ma wielu ojców, a porażka jest zawsze sierotą. Mając to uwadze warto dążyć do współpracy w tych trudnych obszarach funkcjonowania związku. My niejednokrotnie staczaliśmy wielogodzinne „batalie” przekonując się o własnych racjach. Zdarzało się, że dzień był za krótki na rozstrzygnięcie problemów dotyczących zwłaszcza finansów dotyczących naszych dzieci. Jednak smak kompromisu lub pojednania to ogromna satysfakcja, to bezcenne doświadczenie budujące siłę związku

Bez względu na to, czy partnerzy znają się na finansach, czy nie, decyzje finansowe muszą być podejmowane, nawet te odroczone. Wiąże się to z określeniem własnych i wspólnych potrzeb. Dlatego – moim zdaniem – wspólne działanie jest konieczne, jeśli mają to być wspólne cele życiowe dwojga kochających się osób.

Jestem bardzo ciekawa Waszych komentarzy.