Dzisiaj przedstawię swój komentarz do drugiego sekretu udanego małżeństwa według Elizabeth i Charlesa Schmitz (Building a love that lasts):
Rozmawiajcie ze sobą o wszystkim.
My rzeczywiście rozmawiamy ze sobą o wszystkim, bez względy na to jak trudny jest to temat. A tych niełatwych jest sporo: dzieci, finanse, przyzwyczajenia, podział obowiązków domowych, prowadzenie budżetu domowego, zorganizowanie wakacji, wzajemny rozwój i podejmowanie wyzwań życiowych, a nawet tak prozaiczne, jak zachowanie spójnej postawy wobec przyjaciół, którym chcemy na przykład odmówić pożyczenia pieniędzy.
My rzeczywiście rozmawiamy ze sobą o wszystkim, bez względy na to jak trudny jest to temat. A tych niełatwych jest sporo: dzieci, finanse, przyzwyczajenia, podział obowiązków domowych, prowadzenie budżetu domowego, zorganizowanie wakacji, wzajemny rozwój i podejmowanie wyzwań życiowych, a nawet tak prozaiczne, jak zachowanie spójnej postawy wobec przyjaciół, którym chcemy na przykład odmówić pożyczenia pieniędzy.
Doświadczenie podpowiadało nam, że tajemnice są klinem, który prędzej czy
później wbije się w nasz związek. Z drobnych tajemnic powstaną własne sprawy.
Życie zacznie się dzielić na obszary "nasze" i "moje". Powoli
przestaniemy akceptować swoje hobby, zaczniemy oddzielać sfery zainteresowań,
przyjaciół i w końcu finanse. Chcieliśmy, aby nawet to, że któreś z nas więcej
zarabia w danym okresie życia było poprzedzone świadomą decyzją, wyborem,
wspólną drogą. Aby wszystko było transparentne, tak jak to, że się kochamy. Wartością
zaś było to, że nie mamy tematów tabu, nawet najbardziej intymnych. Taka
postawa otwartości wiązała się ze wzajemną akceptacją słabości, które, jeśli nam przeszkadzały, staraliśmy się wspólnie zamieniać na mocne strony.
Pamiętam początki naszej
znajomości, kiedy poznałam mojego przyszłego męża. Od początku jawił mi się jako
bardzo silna osobowość, facet otwarty na świat i wizjoner. Jednocześnie był skromny,
nieśmiały i absolutnie nie doceniał swoich mocnych stron. Bardzo szybko
uczyniliśmy z nich użytek, stając się parą trenerów, którzy stanęli obok siebie i wzajemnie się wspierając doskonalili
własne kompetencje, rozwijali talenty, realizowali postawione sobie cele. To był
okres uczenia się, ogromnej pracy nad sobą, nad związkiem i rozwojem
zawodowym. To była prawdziwa kreacja pozbawiona rywalizacji, która zabijałaby
motywację do uczenia, a wzmacniała zazdrość o sukcesy i powoli niszczyła związek.
To, że mogliśmy rozmawiać o wszystkim, bez obaw o utratę poczucia
własnej wartości, pozwoliło nam na przykład udzielać sobie informacji zwrotnej, kiedy któreś
z nas popełniało błąd. Błąd mógł bowiem kosztować utratę autorytetu w grupie
szkolonych przez nas uczestników i obniżać poziom prowadzonych przez nas
warsztatów. Wzajemna ocena z dobrą intencją była koniecznym elementem
naszego rozwoju i doskonalenia warsztatu trenerskiego. Stało się to źródłem naszych sukcesów zawodowych i satysfakcji z pracy. Nie było to łatwe, kiedy rozpoczynaliśmy naszą wspólną ścieżkę zawodową. Gdyby ocena miała
na celu atak czy ośmieszenie, zapewne nie wytrwalibyśmy długo w
tak destruktywnej atmosferze. Na szczęście potrafiliśmy przekuwać ocenę w
sukces, gdyż ufaliśmy sobie na tyle, że przyjmowaliśmy krytykę bez negatywnych emocji. Mogliśmy o tych obszarach zawodowych zawsze otwarcie dyskutować. To napędzało
naszą motywację do pracy i samodoskonalenia.
Dlatego
niejako w ramach tego, aby rozmawiać ze sobą o wszystkim, podkreśliłabym szczególnie umiejętność wspólnej analizy sukcesów i
porażek, których doświadczamy. Poświęcimy
temu oddzielny wpis, bo to - moim zdaniem - jedna z kluczowych kompetencji w związku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz