wtorek, 4 września 2012

Prowadźcie wspólny budżet

Dzisiaj przedstawię swój komentarz do piątego sekretu udanego małżeństwa wg Elizabeth i Charlesa Schmitz (Building a love that lasts): Prowadźcie wspólny budżet.

O ho ho – kontrowersyjna propozycja.
Przez lata pracy w charakterze psychologa czy terapeuty, albo po prostu obserwując ludzi w ich codziennych zmaganiach spotkałam kilka modeli dotyczących finansów w związku.
W naszym związku wybraliśmy opcję transparentności w kwestii finansów, chociaż potrzebowaliśmy czasu, żeby do tego modelu dojrzeć. Jest to wielowątkowa kwestia. Przede wszystkim finanse to bardzo ważny, ale przede wszystkim trudny obszar w związku, powiedziałabym nawet, że kluczowy. Jeżeli ludzie potrafią się porozumieć w tej kwestii, jest nadzieja, że dogadają się w innych obszarach.

Samozwańczy lider
Czasem mężczyzna sam przejmuje odpowiedzialność za finanse, traktując kobietę, jak osobę niepełnosprawną umysłowo? To znakomity powód do konfliktów, nawet w sytuacji, gdy kobieta w pełni akceptuje taką rolę. Czy możliwe jest bowiem całkowite podporządkowanie się decyzjom partnera? Co w sytuacji, kiedy mężczyzna raz za razem podejmuje niekorzystne dla związku decyzje? Co wtedy z tą pełną akceptacją?
Jeśli decyzje podejmuje jedna osoba, to zawsze robi to przez pryzmat własnych potrzeb i indywidualnego rozumienia świata. Mimo najlepszych intencji realizuje własne cele, bardziej lub mniej świadomie.

Unikanie podejmowania decyzji
Zaobserwowałam też model, w którym obie strony unikają podejmowania decyzji. Życie toczy się i jakoś to jest. Taki stan trwa do momentu, kiedy wydarzy się coś ewidentnie złego dla związku. Może to być przeoczenie jakiejś korzystnej operacji finansowej, która pozwoliłaby poprawić jakość życia, spłacić długi itp. Wtedy pojawia się czarna strona unikania, a mianowicie wzajemne obwinianie się. W takiej sytuacji albo żona zarzuca mężowi brak decyzyjności, albo mąż żonie brak wsparcia. Sprawa jest trudna, nie ma winnych, albo wprost przeciwnie – wszyscy są winni… Nastrój wzajemnej złości partnerów może przenosić się na inne sfery ich życia, wywołując narastającą niechęć.
Pary często unikają tematu podejmowania decyzji finansowych, bo finanse stają się źródłem konfliktu. Tymczasem wspólne podejmowanie decyzji finansowych to budowanie partnerstwa w związku, słuchanie argumentacji, szukanie rozwiązań w sytuacjach trudnych. To rozłożenie odpowiedzialność za dobre lub złe przedsięwzięcia. Znika kwestia szukania winnego za ewentualne porażki. To oczywiście odpowiedzialność za związek i czasem jego dalsze funkcjonowanie.

Samiec alfa
Może też być tak, że kobieta świadomie oddaje to pole mężowi (lub odwrotnie), gdyż nie czuje się fachowcem w kwestiach finansowych. Kiedy jednak skutki decyzji nie są po jej myśli, chętnie wytyka mężowi błędy, bo łatwiej się mądrzyć po fakcie, niż szukać rozwiązań.
Jednak bez względu na to, czy partnerzy znają się na finansach, czy nie, decyzje w tej materii trzeba podejmować, a to wiąże się ze zdefiniowaniem własnych potrzeb. Tu wspólne działanie jest pożądane, a nawet konieczne, bo skutki jednostronnych decyzji mogą być opłakane.

Udawanie, że decyzje są wspólne
Czasem małżonkowie lub partnerzy twierdzą, że wspólnie podejmują decyzje, ale kiedy dochodzi do podjęcia decyzji żona (lub mąż) mówi: Mam do ciebie zaufanie, co myślisz na ten temat …. No dobrze, to zróbmy tak jak uważasz. Znowu jest to model ryzykowny, bo sprawdza się tylko w sytuacjach trafnych decyzji. Jeśli nawet taka sytuacja nie kończy się konfliktem czy kłótnią w razie porażki, to wcale nie znaczy, że partner, który nie wziął na siebie jej ciężaru, nie ma pretensji. Czasem są to nieartykułowane pretensje, gromadzone przez lata omawiane w gabinecie terapeuty lub podczas przyjacielskich spotkań: Moja żona to nigdy…., Mój mąż nie potrafi nawet… Co to oznacza? Konflikt, tylko nieujawniony, nienazwany, skrywany latami, często kończący się rozwodem po wybuchu zbierającego się przez lata wulkanu niezadowolenia.

Każdy sobie, rzepkę skrobie
Spotykam też model, w którym każde z partnerów czy małżonków ma własny budżet i samodzielnie nim zarządza. Nie ma więc obwiniania się za niewłaściwe decyzje, bo każdy sam jest za nie odpowiedzialny. Każde z partnerów ma swoje wydatki, a w kwestiach wspólnych przedsięwzięć ustalana jest „zrzuta”. Nie wiem, co łączy tych ludzi, jeśli mają własne konta, własne tajemnice, inwestują pieniądze w różne przedsięwzięcia? Jak to wpływa na ich związek? Czy są dobrze działającym układem? Czy czują się parą? Kto z nich finansuje na przykład edukację wspólnych dzieci? Czy dzieci też są dzielone pomiędzy partnerów? To żart, ale pojawia się wiele znaków zapytania, na które nie potrafię odpowiedzieć. Na przykład, czy są szczęśliwi mając własne światy, do których nie dopuszczają partnerów? Czemu ma służyć ten podział? Czy łatwiej im tak żyć obok siebie, a nie razem? Czy są papierowym związkiem dwojga ludzi mieszkających pod wspólnym dachem?
Może ktoś żyjący w takim modelu zechce się wypowiedzieć?

Transparentność i partnerstwo w podejmowaniu decyzji
Wspólny budżet to akceptacja dla wspólnych celów życiowych, które finanse wyznaczają. Kłótnia o to, ile pieniędzy poświęcić na wakacje, a ile włożyć w dom, może być powodem do rozwodu. Łatwiej więc po prostu jej unikać albo decyzją obciążyć partnera: będzie na kogo narzekać… Wiele małżeństw ustala, kto podejmuje decyzje finansowe, ale proszę mi wierzyć, że to działa dobrze tylko w sytuacji dobrych decyzji. Wtedy może być nawet powodem do dumy drugiego partnera. Ale co w sytuacji decyzji nietrafionych? Trudno założyć, że partner podejmujący decyzje podejmie wyłącznie te właściwe, to niewykonalne. Więc zakładam, że taka sytuacja może być źródłem konfliktu.

Dużo bardziej dojrzałym modelem jest partycypacja w procesie podejmowania decyzji obu partnerów wsparta świadomością odpowiedzialności za te decyzje, zwłaszcza te nietrafione. My doszliśmy do takich wniosków, kiedy decyzji już nie dało się odraczać. Dlatego realizowaliśmy model partnerski zarówno pod względem decyzji, jak i jej skutków. Jak pisałam wcześniej, wspólne decyzje to, to wspólna odpowiedzialność. Łatwiej je razem podejmować i mieć świadomość, że zarówno za sukces, jak i porażkę jesteśmy współodpowiedzialni. Lepiej więc mieć możliwość dogłębnej analizy różnych aspektów i różnych perspektyw, wykorzystując zasoby obu partnerów, niż narażać się na wzajemne rozliczanie. To burzy związek, konfliktuje partnerów i oddala ich od siebie.

Potraktujmy więc budżet i finanse w ogóle jako swoiste wyzwanie stojące przed każdym związkiem, bez względu na to czy jest zalegalizowany, czy nie. To wymiar kreujący związek, gdyż definiuje potrzeby, poziom życia, ustala priorytety. Jeśli partnerzy są gotowi dyskutować do skutku, przekonywać się wzajemnie i wspólnie wypracować decyzje, to jest to znakomity test jakości ich związku. To umiejętność, która eliminuje wzajemne obwinianie, krytykę i ocenę. To wartość, która przyczynia się do porozumienia na głębszym poziomie jednocząc ludzi i dając im satysfakcję, że potrafili się dogadać. To jest to szczęśliwy związek, który cieszy się sukcesem i rozważa zmianę w sytuacji porażki.

Sukces ma wielu ojców, a porażka jest zawsze sierotą. Mając to uwadze warto dążyć do współpracy w tych trudnych obszarach funkcjonowania związku. My niejednokrotnie staczaliśmy wielogodzinne „batalie” przekonując się o własnych racjach. Zdarzało się, że dzień był za krótki na rozstrzygnięcie problemów dotyczących zwłaszcza finansów dotyczących naszych dzieci. Jednak smak kompromisu lub pojednania to ogromna satysfakcja, to bezcenne doświadczenie budujące siłę związku

Bez względu na to, czy partnerzy znają się na finansach, czy nie, decyzje finansowe muszą być podejmowane, nawet te odroczone. Wiąże się to z określeniem własnych i wspólnych potrzeb. Dlatego – moim zdaniem – wspólne działanie jest konieczne, jeśli mają to być wspólne cele życiowe dwojga kochających się osób.

Jestem bardzo ciekawa Waszych komentarzy.


2 komentarze:

  1. O pieniądzach nie potrafimy rozmawiać nawet, jako społeczeństwo, więc temat jest bardzo ważny, wzbudza wiele emocji..
    Jestem bardzo ZA wspólnym gospodarowaniem i widzę teraz, jaki destrukcyjny wpływ mają "samodzielne decyzje".
    Trochę na przeszkodzie, moim zdaniem stoi propagowana przez "psychologiczne harlequiny" NIEZALEŻNOŚĆ.
    Wszak wyższym stopniem uspołecznienia jest WSPÓŁZALEŻNOŚĆ. Tą jednak buduje się na zaufaniu i wspólnych celach - i tu znów kwestia "samorealizacji".

    OdpowiedzUsuń
  2. Warto prowadzic budżet, gdyż w ten sposób mamy kontrolę nad wydatkami.

    Pozdrawiam, Bartłomiej z Confronter, http://confronter.pl

    OdpowiedzUsuń